Kategorie
Oj, świta mi... To co, że na wspak, ja świat odbieram właśnie tak!

Mitologia na ślepo, czyli o stereotypach słów kilka.

Lubicie mitologię?
Pewnie nie jedna osoba się taka znajdzie.
Ja też do nich należę!
Uwielbiam mitologię z naszego podwórka,
czyli Słowiańską.
A może Wy lubicie egipską?
Albo grecką?
Która by to nie była,
trzeba przyznać,
że ludzie mieli naprawdę zaskakujące pomysły
na to,
jak powstał świat.
W ciekawy sposób interpretowali również powstawanie różnych zjawisk.
Polecam więc do poczytania!

Ale ja nie o tym.
Owszem, wpis będzie też o mitach,
ale nie po to,
by się weń wczytywać,
lecz po to,
by owe mity obalić.
Ostrzegam,
że momentami będzie ostro
i z góry przepraszam
za zranienie czyichś uczuć/obrażenie kogoś.
Tak, wpis będzie ostry.
Ale do sedna…

Od urodzenia jestem niewidoma.
Byłam wcześniakiem i to dość skrajnym.
Technologia nie była rozwinięta tak,
jak dzisiaj
(no bo kto słyszał o witrektomii)? *
Więc w wyniku tego i kilku innych czynników,
oczy postanowiły sobie,
że pracować nie mają zamiaru
i faktycznie tak jest.
Nie rozpaczam z tego powodu
i innym radzę to samo.
Mam szczęście mieć
wspaniałą rodzinę i ludzi wokół siebie,
ten niezawodny team sprawia,
że umiem akceptować siebie i swoje ograniczenia.
Niestety,
w otoczeniu zmagam się również ze stereotypami.
Nie zawsze wynikają one ze złej woli człowieka.
Czasem jest to chociażby chęć pomocy,
ale nieumiejętna.
Wówczas nie mam tego ludziom za złe.
Ale chciała bym również,
by pewne mity obalić.
Być może po zapoznaniu się z takim wpisem,
drugi raz nie popełnisz takich błędów?
Tego Ci,
mój kochany czytelniku życzę,
a tymczasem,
do dzieła!

1. DO NIE-WI-DO-MYCH, TRZE-BA MòW-IĆ GŁO-ŚNO! I WY-RAŹ-NIE!
Nie.
Do niewidomych, trzeba mówić normalnie!
Jesteś urzędnikiem/ekspedientem w sklepie/kimkolwiek innym,
który obsługuje ludzi i ma z nimi bezpośrednią styczność i trafi Ci się brajlak?*
Rozmawiaj z nim normalnie.
Tak, jakby widział.
Z drugiej strony,
możesz spodziewać się tego,
że nie od razu niewidomy zareaguje,
zwłaszcza przy sporej liczbie osób.
Nie widzę, więc i kontaktu wzrokowego nie odbieram z odległości między Tobą a okienkiem, czy ladą.
Piszę „nie zawsze”,
bo są i ludzie,
którzy reflektują bez problemu!
Ale pamiętaj, traktuj normalnie.
Po ludzku.

2.
Niewidomi nie radzą sobie z czynnościami codziennymi – wokół siebie.
Bzdura na resorach że tak powiem!
Jasne,
mogą mieć problem z np. znalezieniem czegoś,
czy w nowym miejscu z trafieniem gdzieś.
Ale,
o ile w środowisku,
gdzie niewidomy przebywał,
uczono go samoobsługi,
radzi sobie normalnie,
jak każdy.
Sam się myje,
ubiera,
sam je
(I tu anegdotka z życia mego skromnego.
Przyszła do mnie koleżanka – pierwszy raz,
a znamy się dość krótko.
Mama podaje nam obiad.
Siadamy, biorę łyżkę do ręki,
a koleżanka pyta „dasz sobie radę”?
W luźnej pogadance
wyznała później,
że gotowa była mnie nakarmić.
<3
Bardzo ją lubię,
więc po prostu się uśmiechnęłam serdecznie. ).

Co jeszcze w temacie jedzenia.
Zdarza mi się poprosić o np. pokrojenie kotleta,
czy naleśnika,
albo nalanie zupy.
Zwłaszcza w obcym miejscu (szkolna stołówka, restauracja itp.).
Ale resztę ogarniam sama.
I myślę, że nie tylko ja.

Higiena to podstawa!
A jak!
Czy w tej sferze niewidomi też mają problemy?
Jak pisałam wcześniej – nie.
Jedyną trudnością może być znalezienie np.
łazienki,
a w niej konkretnych miejsc (kabina prysznicowa/wanna, półka na rzeczy etc) dotyczy nowych miejsc.
W domu nie ma z tym problemu.
Kiedyś też zostało mi zadane pytanie następującej treści:
„Jak ty nie widzisz, to skąd wiesz, że dostałaś kobiecą przypadłość”?
To się czuje.
Z resztą,
widzące panie chyba też na wyczucie lecą.
Która w tym celu latarki używa,
niech pierwsza żuci kamieniem 😛
Skoro już w takim no… śliskim temacie jesteśmy.
Niewidomy normalnie radzi sobie również w toalecie.
Jeśli go tam prowadzisz,
nie ma potrzeby wchodzić znim!
Wyjątkiem są łazienki z kilkoma toaletami.
Wówczas możecie do głównej części wejść razem.
Podprowadzasz pod drzwi właściwej toalety, zamykasz drzwi i czekasz.
Jeśli jednak jesteś na np.
wyjeździe i prowadzisz
osobnika do łazienki,
która jest jednolita z jedną toaletą,
nie stój cały czas pod drzwiami!
Chyba,
że kolega/koleżanka da Ci znać,
byś czekała/ł, bo np.
może być jej słabo etc.
Albo Cię o to poprosi.
W innym przypadku nigdy!
Jest to krępujące.

Może się przejdziemy Na zakupy?
Jasne!
Jak to wygląda?
Większość niewidomych
samodzielnie tę kwestię również ogarnia.
Ja na razie jeszcze tak daleko nie doszłam.
Potrzebuję przewodnika.
Ale o tym,
co kupię,
lub czego nie
i po co właściwie przyszłam,
decyduję sama!
Przewodnik pomóc może
zwłaszcza w zakupach codziennych.
O ile chleb od bułki odróżnię,
tak śmietany od jogurtu niekoniecznie.
Możesz więc, jako przewodnik czytać
napisy na torebkach, pojemnikach itd.
Gdy jest to supermarket,
możesz także podawać określone produkty z półek,
jeśli zostaniesz o to poproszony.
Ja np. proszę zwłaszcza będąc tam,
gdzie jest dużo słoików, albo szklanych butelek.
Ale to,
jak mówię zależy od samego osobnika chcącego zakupy zrobić
i od tego, jak ustali z przewodnikiem.
W sklepikach osiedlowych, podprowadzasz do ekspedientki i już,
resztę załatwia osoba kupująca.
Chyba, że ustalicie inną wersję.

A co z ubiorem?
Prócz wyglądu ubrań samego w sobie,
ważny jest także kolor.
Warto w tym zakresie uczyć dziecko niewidome
od małego,
jaki kolor do jakiego pasuje.
Całkowicie niewidomy od urodzenia,
raczej o kolorach pojęcie będzie miał takie,
jak my o języku suahili.
Mimo to
warto uczyć na pamięć tych kolorów i ich zestawień,
jak wierszyka.
Ja np. nauczyłam się tak,
że wygląd danego ubrania kojarzę z danym kolorem,
w którym ono jest.
Np.
Koszulka z krótkim rękawkiem,
z naszytymi z przodu wisienkami,
jest biała.
Itp.
Ale pamiętajcie,
że ten efekt wizualny jest ważny.
My nie widzimy,
ale inni widzą!
No a podobno „jak Cię widzą, tak Cię piszą”.
Niestety??
?
Kucharzenie na 102!
A jak!
Oczywiście,
że niewidomi gotują, smażą, robią gorące napoje, sałatki i pieką ciasta.
Normalnie posługują się nożami,
czajnikami czy piecem gazowym.
Ja wolę czajnik elektryczny,
ale jajecznicę usmażyć potrafię,
a i spagetti nie raz ogarnę.
Znam i osoby niewidome,
które gotują świetnie
i jest to ich pasją.
Jak widać,
da się!
Początkujący niewidomy twój kolega/koleżanka rówieśnik chce zrobić Ci herbatę,
gdy zaprosił Cię do siebie?
Pozwól mu.
Nie trzęś się nad nim,
nie ingeruj (chyba, że poprosi Cię o pomoc).
Skoro sam wyszedł z propozycją,
znaczy, że da sobie radę!
Te same wskazówki tyczą się rodziców i bliskiej rodziny brajlaczków.

3. Niewidomi nie mają orientacji przestrzennej.
I mają i nie.
Jak każdy.
Jeden trafi wszędzie niemal od razu,
drugiemu będziesz pokazywał razy pińćset, a i tak na prostej drodze się zgubi.
Ale,
jeśli człowiek tylko nie widzi,
a poza tym nie ma dodatkowych niesprawności/zaburzeń,
orientację w mniejszym,
lub większym stopniu,
ale ma.

4. Niewidomi nie lubią/boją się kontaktu fizycznego,
albo w czasie rozmów trzeba im ten kontakt umożliwić.
I znowu – bywa różnie.
Mi w kontaktach (zwłaszcza z bliskimi osobami) dotyk bardzo pomaga,
bo prócz zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa
jest także niejako wskaźnikiem intencji mówiącej osoby.
Inaczej czuć rękę osoby, w której dominują emocje negatywne,
a inaczej takiej,
u której emocje i uczucia pozytywne biorą górę.
W każdym razie,
znam i osoby niewidome,
które dotyku raczej nie lubią,
poza kilkoma najbliższymi osobami,
tak też bywa.
Mi np. niespodziewane położenie dłoni na ramieniu/plecach nie przeszkadza.
Jest to po prostu informacja, że zaraz dostanę jakiś komunikat.
Dotyk sprawdza się w moim przypadku przy przeładowaniu sensorycznym,
ale to już na inny wpis…

5. Wszyscy niewidomi mają świetny słuch,
ładnie grają i śpiewają.
Nawet się zrymowało 😀
Nie. Nie wszyscy.
Owszem,
są i tacy,
ale to jak wszyscy,
Niech świadczy o tym chociażby fakt,
że piosenkarzy widzących mamy też dużo.
Słuch mają,
jak wszyscy ludzie.
Różnica polega na tym,
że bardziej się na nim skupiają,
bo jest to główny zmysł do odbierania bodźców z przestrzeni.
Tyle.

6.
Niewidomi mają słabsze zdolności manualne,
słabszą kondycję, bo nie mogą ćwiczyć.
Jasne, że są choroby oczu,
które faktycznie z wysiłku fizycznego
dyskwalifikują – jakiegokolwiek.
Ale,
o ile przeciwwskazań zdrowotnych nie ma,
niewidomi ćwiczą na lekcjach wf,
pływają,
grają w przystosowane
pod nich gry
z wykorzystaniem piłek dźwiękowych,
a nawet biegają.
Są oczywiście i przeciętni.
Są tacy,
którzy ćwiczą systematycznie.
Są i tacy,
co z domu by się nie ruszyli.

7. Niewidomy musi mieć porządek wokół siebie.
Nie.
Oczywiście,
że pewna kolejność rzeczy w naszym otoczeniu ułatwia nam życie.
Ale nie jest tak,
że musi to być jedna i ta sama,
ani nie jest tak,
że każdy niewidomy w swoim najbliższym otoczeniu ma schludnie,
czyściutko i porządeczek,
że aż błyszczy!
Tak, ja nie lubię tego typu zmian.
Ale nie wszyscy tak mają!
Powiem więcej:
znam bałaganiarzy takich,
że w głowie się nie mieści :D.

8. Każdy niewidomy nie umie się podpisać, ani nie zna normalnych liter.
Istnieją niewidomi,
którzy umieją się podpisać i to nawet czytelnie!
Ja tej umiejętności nie posiadam,
ale u mnie dochodzą problemy manualne.
Znam dziewczynkę,
która w wieku 7/8lat,
z tablicy rejestracyjnej oglądając palcami,
potrafiła odczytać numer rejestr. Samochodu.
Da się?
Da się!

9. Niewidomi nie obsługują telefonów, komputerów i pokrewnego sprzętu.
Ku mojej wielkiej radości,
ten mit odchodzi do lamusa,
ale zdarza się tak twierdzić,
zwłaszcza starszym osobom.
No więc odpowiadam krótko i treściwie,
jak to zawsze ja 😉
Niewidomi korzystają zarówno z komputerów,
jak i telefonów.
Ba,
często te sprzęty wykorzystują do pracy,
by zarabiać na życie.
Bo niewidomi też pracują!
Wracając do komputerów.
Niewidomy musi mieć zainstalowany czytnik ekranu,
czyli program,
który głosem syntetycznym odczytuje napisy z ekranu.
Zamiast myszki,
używamy klawiatury.
Sterowanie kursorem odbywa się za pomocą strzałek, a potwierdzamy klawiszem enter.
Do tego dochodzą tzw skróty klawiszowe,
czyli kilka klawiszy wciskanych jednocześnie,
aby wywołać daną funkcję.
I tak np.
Klawisz Win plus litera D powoduje wejście na pulpit.
Z telefonami jest podobnie.
Z tym,
że używamy różnych gestów na ekranie dotykowym,
a by w coś wejść, stukamy dwukrotnie.
Jeśli macie urządzenie z androidem od wersji 4 0,
albo któreś z urządzeń Apple,
możecie spróbować korzystania w takiej formie.
Urządzenia te posiadają bowiem program odczytu ekranu już wbudowany.

10. Niewidomi nie oglądają filmów.
Oglądają.
Fakt, pozbawieni są możliwości odbioru warstwy graficznej,
ale możesz opowiadać,
co dzieje się na ekranie.
Poza tym,
od niedawna popularna zaczyna być
tzw audiodeskrypcja,
czyli przekaz informacji nt. Obrazu przez lektora we formie ścieżki dźwiękowej.
Nie zagłusza to pozostałych dialogów,
a przy założonych słuchawkach
nie przeszkadza też widzącym.

11.
Na podsumowanie.
Przede wszystkim:
Nie bójcie się pytać i rozmawiać!
Bez komunikacji i próby zrozumienia się,
nic nie zdziałamy!
Śmiało więc pytajcie,
a odpowiedź uzyskacie na pewno!
Jeżeli jestem w grupie,
z wami, rówieśnikami
i wiemy o tym,
że spędzimy ze sobą więcej czasu,
niż te przygodne 0,5 godziny:
Traktuj mnie normalnie.
Bardzo cieszy mnie,
gdy w grupie mogę być jedną z was!
Rozmawiaj,

nie ignoruj zadawanych przeze mnie pytań.
Odpowiadaj,
samemu też zadawaj pytania.
Nie widzę Cię,
więc czasem nawet nie wiem,
że jesteś blisko.
To dlatego czasem może Ci się wydawać,
że nie chcę inicjować kontaktu.
W takiej sytuacji zainicjuj go sam/sama.
Spytaj,
co słychać,
pogadaj o weekendzie.
Opowiedz,
jaki film oglądałaś/eś.
Niewidomi też oglądają filmy!
Nie bój się zaprosić do kina,
szczególnie wtedy,
gdy idziecie całą paczką.
Też chętnie się wybiorę!
Podziel się swoimi przeżyciami,
zainteresowaniami jeśli chcesz.
Ja też chętnie podzielę się swoimi,
może znajdziemy wspólny język?
Oczywiście,
jeśli nie pasuje Ci coś we mnie/moim zachowaniu,
też o tym powiedz.
Jeszcze raz podkreślam:
Nie bój się rozmawiać!
A na dziś to wszystko,
ciąg dalszy nastąpi…

Kategorie
Z mojego podwórka

Jest sobie pewna adminka*….

Poznałyśmy się 6lat temu.
Ja chodziłam od przedszkola,
ona tą szkołę w I gimnazjum dopiero poznawała.
Na początku nieśmiała i
pamiętam,
że dla mnie niemal niezauważalna.
Ale zdarzyło się coś.
Zdarzyło się raz,
drugi
i trzeci…
Nie chcę tematu rozwijać,
bo wiem,
że ona się na to nie godzi.
Naświetlę jednak delikatnie.
Chodzi o pewien,
powtarzalny ale nie groźny incydent zdrowotny.
Piszę o tym
dlatego,
że był to pierwszy klucz,
umożliwiający mi jej zarejestrowanie.
Usiadła któregoś razu na ławce obok mnie.
Hej,
to ty?
Spytałam lekko dotykając jej ramienia,
czym wyraźnie ją zawstydziłam)
iwymieniając jej imię.
"To ja" –
uśmiechnęła się.
A trzeba wam wiedzieć,
że uśmiecha się często.
A jak nie cała ona,
to chociaż jej oczy.
Wiedziała już,
jak mi na imię.
Ba,
wiedziała również,
jakie nazwisko noszę!
Zdziwiła mnie tym lekko.
Potem okazało się,
że pamięć do nazwisk ma
nie złą
i bardzo szybko identyfikuje nazwisko z danym osobnikiem.
W między czasie,
odbywało się normalne,
szkolne życie,
a w czasie przerw
nocne (no dobra, dzienne) polaków rozmowy.
Prócz normalnej,
jak zwykła mówić M –
"gatki szmatki"
pojawiały się też pytania o
moje widzenie,
albo jego brak.
Najfajniejsze z nich
"Ty chyba, no.. Hmmm czarnego nie możesz widzieć
"?
A potem rozmowa o kolorach.
I tak zostało.
Relacja się pogłębiała*
Spędzałyśmy ze sobą sporą część czasu na przerwach,
na lekcjach też siedziałyśmy obok siebie.
Z czasem wytłumaczyłyśmy sobie też,
na czym dokładnie problemy zdrowotne nasze polegają i
jak postępować.
Już się nie bałam,
tylko interweniowałam bez problemu.
Ona też nauczyła się,
że czasem procesor mi się przegrzewa i
potrzebuję ciszy,
albo powtarzania kilka razy jakiegoś polecenia.
Po może miesiącu,
zaczęła mnie prowadzić.
Zapominała nie raz,
że o schodach to wypada powiedzieć.
Nie gniewałam się.
M przeżywała bardziej,
niż ja.
Jak wspomniałam,
relacja koleżeńska kwitła
i obie zaczynałyśmy mieć fajne pomysły.
Któregoś razu,
na ten przykład,
w gimbazie na informatyce
nudnej, jak flaki z olejem
dowiedziawszy się,
że jest pochmurno postanowiłam zgłębić temat.
"M, czy na niebie są teraz chmury? i o co w tym chodzi? Ty to widzisz, prawda"?
"No tak. Hm, są białe, wiesz?"
– Powiedziała,
po czym stwierdziła,
że głupio gada.
A moim zdaniem nie.
Spytałam więc,
o co chodzi z tym białym.
Tu odpowiedzi przejrzystej nie było i nadal
nie jest łatwo udzielić takowej.
Nie przytoczę jej tłumaczeń tych zjawisk,
ale było ich dużo i
wierzcie lub nie,
wyjaśniała mi to
bardzo trafnie i klarownie
tak, że niektóre rzeczy potrafię sobie wyobrazić.
Ma dziewczyna po prostu dar do opisywania różnych rzeczy.
I do bycia audiodeskrypterem też.
Piszę o tym,
bo nie jest to łatwa sztuka
i nie każdy to potrafi
mimo chęci.
Nie jest oczywiście tak,
że zawsze się zgadzamy.
Powiem więcej.
Często mówię do niej: „Nie wiem, o co w tym chodzi, ale cieszę się,
że jesteś szczęśliwa”!
Albo:
„Sorki,
bo nie bardzo wiem,
jak to jest.
Ale jestem i pamiętaj,
że zawsze możesz pogadać
„. Zatem
Bywało przez te 6lat różnie,
bo i potyczki się zdarzały.
Mniejsze lub większe.
Z tym,
że my długo gniewać
się nie potrafimy,
więc najdłuższe milczenie między nami,
to jakieś 3tygodnie.
😀
Ocieplenie i to duże w
relacjach nastąpiło
w liceum.
Przez ostatnie 2lata,
to M najwięcej mi pomagała.
To do M mogłam zadzwonić zawsze i…
spisać matmę 😀
To z M prowadziłyśmy i prowadzimy* nadal
dyskusje te poważne
i te mniej poważne.
To z M na spontanie,
chodziłyśmy do automatu po kawę 4minuty przed lekcją
I to przy M w liceum czułam się najbezpieczniej
z całej klasy.
Piszę o tym,
bo dziś M ma urodziny
i do dziesiątki dodajemy jeszcze 9.
19 lat.
Kochana M!
W dniu twoich urodzin rzyczę Ci,
przede wszystkim zdrowia!
I byś mogła realizować swoje pasje.
I żeby spełniło się wszystko to,
o czym marzysz.
I jeszcze,
dużo miłości i ciepła od wszystkich,
którym sama je dajesz.
I jeszcze tego, by nasza relacja trwała nadal.
I żebyś ze mną wytrzymała jeszcze 2lata 😀

Dzięki!
Dzięki za te mądre dyskusję na biologii o kocich rzęsach.
Dzięki za to, że jesteś i byłaś moim lektorem,
audiodeskrypterem,
tyflopedagogiem* i przewodnikiem w jednym!
Dzięki za robienie mi wstrząsów*,
gdy nie słuchałam tego, co czytasz.
Dzięki,
że na nudnym polskim
ty uczyłaś mnie rosyjskich literek.
Dzięki, że bez słowa sprzeciwu słuchasz o tym, jak 24 na 24 gadam o djembe, drumlach i lirach korbowych.
I dzięki za to,
że tyle czasu wytrzymujesz ze mną 😀
Jeszcze raz – wszystkiego NAJ!
* adminka-
to od szkoły,
w której się aktualnie uczymy,
czyli technik administracji.
Ktoś mnie kiedyś tak nazwał,
a mi się spodobało.

Kategorie
To co, że na wspak, ja świat odbieram właśnie tak!

Diabeł tkwi w szczegółach

Kilka wpisów wyżej napisałam,
że myślenie obrazem cenię sobie dość wysoko
zarówno jako pomoc w życiu,
jak i też,
czynnik ciekawego patrzenia na świat.
Napisałam te słowa zupełnie poważnie.
Serio.
W tych obrazach widzę spokojnie więcej,
niż połowę zawartości mojego postrzegania świata.

Myślę obrazami nawet
gdy prowadzę z kimś rozmowę.
W głowie widzę nie tylko zapis wypowiadanych słów,
ale też,
o ile to możliwe ich reprezentacje fizyczne
Czyli np.
Gdy słyszę słowo…
dajmy na to
"głośnik"
Przed oczami widzę taki standardowy głośnik,
złożony z poprzednich
zapamiętanych wcześniej,
głośników,
a właściwie z ich szczegółów.
Bo szczegóły są bardzo ważne,
o ile nie najważniejsze
w odbiorze tej fizycznej strony świata dla mnie.
Oglądając jakiś przedmiot,
najpierw rejestruję jego elementy,
a dopiero później w głowie
łącze je w całość
tak powstaje reprezentacja fizyczna owego przedmiotu.
Czyli,
gdy oglądam sobie taki głośnik,
najpierw widzę i rejestruję
jego kable,
gniazda,
nóżki
i osłonkę na maskownicy,
potem składam to w całość
i tak zakodowany mam wygląd głośnika.
Niedaj boże,
jak ta osłonka ma jakąś nietypową fakturę!
Potrafię wówczas kilka minut
przyglądać się jej,
dotykać, rejestrować kształty,
głaskać,
przesówać palcami w różnych kierunkach itp.
Mam tak ze wszystkim,
co widzę,
i powiem wam,
że nawet dobrze mi z tym!
òważnie przyglądam się też fakturom chodników,
gór,
piasku i ogólnie naturze i wszystkiemu,
co znajduje się na zewnątrz.
Gdy obiekty są małe,
idzie to dość szybko
i osoba, postronna nie orientuje się nawet,
w jaki sposób przyswajam i przetwarzam wygląd danej rzeczy.
Gorzej,
gdy jest to np. duży budynek.
Jest tam tyle szczegółów,
rozproszonych dodatkowo siłą kształtu i wielkości przestrzeni,
że nie jestem w stanie ich wychwycić,
by połączyć w całość
i po dużych powierzchniach
bezpiecznie i kontrolowanie się poruszać.
I to jest główna przyczyna problemu z orientacją.
Poprostu:
ty widzisz las,
ja widzę drzewa…

Kategorie
Oj, świta mi...

Wszystko gra! Czyli o mojej pasji słów kilka

Witajcie!
Mówią,
że blog zaniedbany,
nie aktualizowany,
mało wpisów na nim,
bo kilka zaledwie.
Piszę to,
co czuję/to,
co moim zdaniem warte jest opisania.
Nie lubię pisać,
żeby tylko pisać i zaśmiecać
na serwerze miejsconko.
No i jeszcze,
by ciekawe wpisy tworzyć,
przydała by się wena, lub jakaś myśl uwagi godna.
I dziś jest właśnie ten moment,
1 z mam nadzieję wielu momentów tego typu.
Tym razem napiszę wam o jednej ze swoich pasji,
A są to dawne, ludowe instrumenty muzyczne,
postaram się także w miarę możliwości opisać te, które posiadam.
Moja przygoda z muzyką od tej drugiej strony,
czyli zainteresowanie tym,
jak powstaje i na czym jest grana?
Pojawiło się w 2006 r.
Wtedy to 8letnia Ania,
wraz z grupką innych uczniów swojej szkoły,
pod przewodnictwem cudownej p. Hani,
nauczycielki muzyki w klasach młodszych,
wybrała się na pewne zajęcia do domu kultury,
gdzie poznała m.in. sympatycznego pana Patryka,
z którym po niedługim czasie i ona, i jej kuzyn przeszli na ty.
Więc sympatyczny pan Patryk,
potem przez nas tylko z imienia wołany,
prowadził z nami ciekawe zajęcia teatralne.
Trwało to kilka miesięcy,
a ostatnie spotkanie zakończyło się naszym mini występem,
metalowca* pamiętam do dziś!
I na tym występie,
Patryk z małej,
trzymanej w ręku deseczki,
wydobywał ciekawe,
miłe dla ucha dźwięki.
Na ostatnim spotkaniu też,
ową magiczną deseczkę od niego otrzymałam,
do dziś ją mam.
Jak się podczas rozmów z p. Patrykiem
okazało,
grająca deseczka nazywa się kalimba i
jest to instrument afrykański.
A w różnych częściach świata zowią go też:
zanza,
mbira czy insimbi.
Jest to owalna bądź kwadratowa deseczka,
do której,
przy pomocy małej listewki przyczepione są metalowe języczki.
Szarpiąc je palcami, tzw omykając,
w odpowiedniej kolejności,
tworzymy dość intrygujące swoim brzmieniem melodie.
Grałam na tym instrumencie dość długo,
ale obecnie, ze względu na obniżenie „wydajności” paluchów* gry zaprzestałam.
Mam jednak nadzieję,
że uda mi się do niej powrócić.
A tu przykład.
Kalimba.
a na niej zagrany słynny utwór
https://www.youtube.com/watch?v=p1E_kTUe TwU

Drumla.
To mała, przeważnie metalowa* ramka
w kształcie podobnym do podkowy.
Do ramki przytwierdzony jest języczek z półokrągłym zagięciem na jego końcu,
tzw spustem.
Na tym ustrojstwie,
dalej drumlą zwanym jak na każdym instrumencie,
można pogrywać sobie od czasu do czasu.
Jak się za to zabrać?
Trzymamy drumlę za ramkę tak,
by nie dotykać języczka,
bo to on w dużej mierze odpowiada za dźwięk.
Trzymamy więc sobie to w łapce,
a wąską część łapiemy zębami tak,
jak byśmy chcieli to zagryźć.
Ale nie robimy tego,
bo z dźwięku wyjdzie nam przysłowiowa dupa blada!
Gdy już złapiemy sobie stabilnie,
pora na trudniejszą część,
czyli grę samą w sobie.
Trzymając stabilnie drumlę w zębach,
palcem pstrykamy za spust języczka.
I gotowe!
Taaaki fajny dźwięk nam powstaje!
No śmieszny,
kosmiczny taki.
Ale to nie wszystko!
Bowiem odpowiednio operując oddechem
i mięśniami ust i machając językiem, możemy
tworzyć naprawdę ciekawe rytmy!
Dokładne pochodzenie tej przeszkadzajki nie jest do końca znane.
Ale przypuszcza się,
że może pochodzić ona z Chin,
Tuwy czy Ałtaju.
A skoro o Chinach mowa.
W owym państwie drumle wykonywane są także z drewna.
Popularna jest tam też inna od standardowej wersja,
zwana kou xian,
lub hoho.
Taka drumla wykonana jest przeważnie z bambusa,
i ma nawet 5języczków.
Wietnamczycy również mają swoją wersję,
zwaną dan moi.
Ta drumla z kolei przypomina pilniczek do paznokci, albo linijkę.
Trzymana jest w specjalnym drewnianym pokrowcu,
przypominającym tubkę.
Zasadnicza różnica między drumlą klasyczną,
a dan moi to sposób gry.
Na dan moi gramy bowiem trzymając ją wargami,
szczęka jest wolna.
Dzięki temu,
mamy szersze pole do manewru,
jeśli idzie o dźwięki wydawane z tego grajka.
Posiadam dan moi z jednym języczkiem,
ale na youtube widziałam i z trzema.
Gra na obu rodzajach drumli jest niezwykle pasjonującym doświadczeniem dla mnie,
bo wciąż w tym temacie poszerzam swoje umiejętności.
Drumla.

Kouxian

Dan moi.

Kazoo
Mały, plastikowy, czy też metalowy
Gadżecik,
W Nie opisuję kształtu,
Bo różne bywają.
Jak to działa?
Urządzonko to ma 2 otwory.
Na obu końcach.
Do jego ścianki,
Przyczepiona jest mała membrana.
Wkładamy instrumencik do buzi,
Wydajemy dźwięk „tutu, tututu” albo nucimy coś,
A kazoo przekształca ten dźwięk na specyficzny,
Taki nosowy.
Jedna rzecz jest tu ważna:
Nie umiesz śpiewać,
Nie zagrasz na kazoo ładnej melodyjki.
Albowiem przy grze na tym małym instrumencie głównym czynnikiem,
Odpowiadającym za ton,
Głośność czy prętkość gry są nasze struny głosowe,
Kazoo jest tylko takim jakby wzmaczniaczem.
Zobaczcie,
Co zrobiły te ludziki przy użyciu kilku tych zabawek!

Djembe.
Rodzaj bębna.
Nie jest on z tych największych,
Ale najmniejszy też nie jest.
Jest to instrument najbardziej rozpowszechniony w Afryce zachodniej.
Jak ktoś nie ma wyrobionych dłoni i palców,
A i krążenie nie bardzo,
To czymprędzej uczyć się gry na djembe!
Czemu?
Na owym sympatycznym bębenku gra się łapkami,
Trzymając bęben oparty krawędzią o podłorze,
Lekko pochylając go od siebie tak,
By wylot bębna nie stykał się bezpośrednio z podłożem,
Bo wówczas pełni dźwięku nie uzyskamy w żaden sposób.
Możecie sobie więc wyobrazić,
Jak niesamowitą rzeczą jest dla mnie możliwość gry na tym instrumencie!
Ciekawie gra się też na stojąco,
Przypinając sobie djembe lekko powyżej bioder specjalnym paskiem.
Bęben ten fajnie współbrzmi też z drumlą.
Wpis będę edytować pewnie nie raz,
Bo zainteresowanie instrumentami wciąż rośnie.
Pozdrawiam i do przeczytania!

Kategorie
To co, że na wspak, ja świat odbieram właśnie tak!

Nietypowe myślenie obrazowe.

Pewnie teraz spytacie
"że co"?
Chodzi bowiem o to,
że gdy mam wykonać kilka czynności fizycznych/manualnych pod rząd,
w głowie układam plan,
co kiedy zrobić.
Te obrazy w mojej głowie tworzą rodzaj taśmy,
która co rusz się przesówa.
Gdy kończę wykonywać jedną czynność,
w głowie z wyprzedzeniem pojawia mi się mały
obrazek z następną do zrobienia rzeczą.
Dzięki temu,
bez zbędnego zastanawiania się wiem,
co robić i
takie czynności zajmują mi mniej czasu i są sprawniej wykonywane.
Nie są to całe scenki.
Jest to tylko obraz w mojej podświadomości.
Tak jest z większością czynności manualnych,
ale tych pospolitych,
używanych na co dzień.
Mam duży problem,
by samodzielnie wymyślić figurę taneczną,
czy jakieś ćwiczenie do rozgrzewki ruchowej*
gdy więc kolej na mnie,
po prostu odtwarzam to,
co zapamiętałam z ćwiczeń wcześniejszych,
zmieniam tylko ich kolejność.
Robię tak,
bo mam dobrą pamięć odtwórczą,
a poprzednie ćwiczenia,
podobnie jak wspomniane wcześniej
czynności codzienne,
tworzą w mojej głowie po czasie obrazki,
z których potem mogę skorzystać.
Często też,
słuchając muzyki,
w głowie widzę różne dziwne kształty o jeszcze dziwniejszych fakturach,
które tworzą mi się na podstawie brzmienia danej melodii/piosenki.
Niektóre piosenki są więc długie i wiotkie tak,
że gdyby można było to zobaczyć naprawdę,
istniałaby możliwość rozciągnięcia sobie takiej piosenki,
czy potraktowania jej,
jak wachadełko.
to zwłaszcza te piosenki, które są powolne i spokojne.
inne zaś są twarde,
mają różne kształty i faktury.
są więc płaskie,
gładkie kwadraty.
to przeważnie te utwory,
które nie mają w sobie niskich tonów zbyt wiele.
Są i takie, które
mają kształt kulek i dużą sprężystość. to takie, w których występuje specyficzny rodzaj dźwięków przypominających bębny konga.
Takie wiksiarskie, rurowate brzmienie.
A bywają i piosenki,
które wiszą.
Myślenie obrazami to przydatna umiejętność także wtedy,
gdy tworzę dłuższą wypowiedź słowną,
bardziej oficjalną czy po prostu bogatszą językowo.
widzę wówczas w głowie obraz klawiatury komputerowej, wyobrażam sobie syntetyczną wypowiedź.
A do tego bogaty zasób słów*
I mogę prowadzić długie rozmowy.
Gdy byłam mała i nie lubiłam komputera,
Trudne słowa zapamiętywałam tak,
że widziałam w głowie,
jak je zapisuję na maszynie,
kształt liter,
które składały się w to słowo.
kiedyś wydawało mi się,
że wszyscy tak mają
i nawet o to nie pytałam.
Zdecydowanie wolę też,
zwłaszcza w przypadku ustalania czegoś ważnego,
gdy informacja dotrze do mnie na piśmie,
niż jako wypowiedziane zdanie,
bo łatwiej mi zrozumieć i zapamiętać,
jak„przeklikam” to na klawiaturze,
niż, gdy mi ktoś to powie.
Zdarza się więc,
że przy telefonicznym ustalaniu czegoś,
ja mam słuchawki w uszach,
komórkę na biurku
i na komputerze zapisuję ważne informacje.
Pewnie gdybym widziała,
wszędzie miała bym przy sobie długopis i małą karteczkę hehe. Obsługę urządzeń elektronicznych ogarniam tak,
że zapamiętuję ilość i kierunki kliknięć, potrzebną do wywołania danej funkcji.
Czyli np.
By na telefonie napisać wiadomość,
ja pamiętałam,
że na znajdując się na ekranie głównym,
muszę kliknąć 2razy w prawo,
raz na środek,
potem 3 razy w górę,
środek,
raz w lewo i środek.
Mówię o tym,
bo znam ludzi,
którzy uczą się werbalnie,
poprzez zapamiętane słowa/napisy prowadzące do potrzebnych funkcji.
Dzięki takiemu myśleniu,
wiele rzeczy robię sprawniej.
Cenie je więc dość wysoko.
Zarówno jako pomoc w życiu codziennym,
jak i też czynnik ciekawego patrzenia na świat.

*Wiem,
Zabijecie mnie, drodzy Madziu,
Adasiu i Asiu 😛
Za to wyznanie co do rozgrzewek 😀

A tak się zaczęło, czyli sanklipa z komputerem pierwsze igraszki

Jest rok 2006, środek jesieni.
Wtedy dostaję swój pierwszy komputer.
Przychodzi do nas jakiś pan.
Składa, przykręca,.
Pamiętam,
że byłam w szoku –
"Mamo, ten pan ma coś z oczami i on pracuje"!
Mówiąc '
: ma
"coś z oczami"
Miałam na myśli zapewne to,
że był on osobą słabowidzącą.
Po złożeniu komputera przez długi czas nie interesuję się nim,
unikam,.
Dokładnie nie pamiętam
(miałam wtedy 8 lat)
Ale biorąc pod uwagę moją nadwrażliwość na dźwięki,
powodem mógł być zainstalowany tam Orpheus.
Unikany, nielubiany przeze mnie
komputerek stał sobie tak do końcówki 2009/początku 2010
Wtedy to pewien fajny szkoleniowiec zainstalował mi jaws'a
wraz z syntezatorem Scansoft Agatą
i nauczył mnie podstaw na komputerze.
Wiedziałam już,
że komputer wcale nie musi tylko głośno warczeć.
Nie musi też niewyraźnie mówić,
na komputerze można pisać,
przeglądać różne rzeczy w internecie.
A co najważniejsze,
na kompie mogłam słuchać muzyki!
i to wcale nie na słuchawkach,
ale na głośnikach!
Radości i zachwytom nie było końca.
*****
Dziś na komputerze umiem zrobić większość tj.
znaleźć coś w internecie, sprawdzić pocztę,
przejżeć youtube czy zagrać w jakieś gry
(jeśli tylko są dostępne* i znam zasady),
Oczywiście o tworzeniu folderów
i wejściu na pulpit nie wspominam,
bo są to
dla mnie teraz
tak banalne rzeczy,
że teraz śmieje się sama z siebie –
jak to?
Nie umiałam utworzyć folderu,
wejść na pulpit czy skopiować jakiegoś pliku?
Dziś jest to dla mnie
tak łatwe,
jak wszystkie czynności codzienne – łatwizna!
Mam nadzieję,
że nadal poznawanie tajników komputera
będzie mi przychodzić z taką łatwością,
jak do tej pory,
a mój komputerek posłuży mi jeszcze dłuugie lata…..

PS.
Część "komputerowych perypetii" pamiętam,
część to opowieści rodzinki mej wspaniałej.
Ps2.
System, jaki wtedy miałam to windowsXP,
a czytnik ekranowy to Hal..
Ps3.
Do informatyka,
nawet początkującego – to mi daleko…

O mnie słów kilka.

Jak na początek przystało,
fajnie było by dowiedzieć się,
cóż to za blog i kto pisze te słowa,
prawda?
Postaram się na te pytania odpowiedzieć,
choć przyznaję,
nie jest to łatwe,
bo trudno opowiadać coś samemu o sobie.
Ale spróbujmy…
Kto pisze te słowa?
Na imię jej Ania.
Przeżyła na tym świecie już 20wiosen.
Wiecznie zakręcona, czegoś szuka i ciągle o czymś myśli.
Interesuje się wąskimi dziedzinami,
ale jak któraś w sidła złapie,
to trzyma i nie puszcza przez lata!
ogólnymi wiadomościami ze świata oczywiście też nie pogardzi.
Wiecznie gada,
aż niektórzy współlokatorzy mają jej dosyć* ::D
Ciągle ma coś do opowiedzenia,
ale chętnie słucha też innych i wdaje się w dialogi!
W ogóle ten zakręcony człek wychodzi z założenia,
że warto pomagać drógiemu i czasem się natnie,
ale nic go to nie uczy bo dla niegopomoc drugiemu jest ważniejsza,
niż jakieś tam puźniejsze,
nie zawsze dobre konsekwencje.
Dla jednych to wada,
dla innych to zaleta –
ale dziewcze (pewnie po matuli) odziedziczyło dar
przyciągania ludzi z problemami,
czasem nieszczęśliwych itp.
Przy tym często jest też i tak,
że rodzą się z tego fajne, koleżeńskie/przyjacielskie relacje.
Dziewczyna wychodzi też z założenia,
że szczerość to podstawa i nie zawsze na dobre jej to wychodzi,
bo jest prostolinijna i szczera aż do bólu!
Jak teksta zapoda,
to czasem nie wiadomo,
czy śmiać się czy płakać?
Jest też stanowcza i nie da sobie w kaszę dmuchać!
Choć taką postawę
prezentuje tylko przy bliskich jej osobach,
bo na zewnątrz jest raczej trochę wycofana, zwłaszcza w środku siebie* czuje się trochę "za szybą"*
Uwielbia spacery
i poznawanie świata wszystkimi zmysłami.
Ma przy tym,
prócz niewidzenia trochę dodatkowych przypadłości,
więc te zmysły odbierają go nieco inaczej,
czasem gorzej,
czasem lepiej.
Dlatego to,
co dla niektórych jest dziwne,
dla mnie jest chlebem powszednim.

O czym więc jest ten blog?
Zapiski o moim widzeniu świata z nieco innej perspektywy.

EltenLink