Kategorie
Z mojego podwórka

Z pamiętnika przewodnika

I odkąd pojawił się Internet, w wirtualnym świecie działo się coraz więcej i dzieje się nadal. Dodatkowo, ze względu na czasy, w których przyszło nam żyć ze świadomością, że w każdej chwili możemy zostać ukoronowani Internet staje się oknem na świat.  To do sieci zostały przeniesione różne wydarzenia kulturalne; spektakle czy koncerty. My ze względu na charakter działalności, całkiem w wirtualną przestrzeń przenieść się nie możemy, ale z chęcią zabierzemy tam namiastkę naszego świata.   Pomyślałam więc, że cykl "Z pamiętnika przewodnika" będzie niezłym pomysłem.   Znam sporo ludzi, którzy pytają o nasz czarny świat, czy o to, co ja tam właściwie robię.  Postanowiłam więc zaspokoić Waszą ciekawość.   Drogi czytelniku, zastanawia Cię czasem brak zdjęć na moim blogu? Albo może to, że na naklejki na facebooku odpowiadam Ci pustymi spacjami lub wcale?  A gdy idziemy na spacer, chcę złapać Cię pod rękę argumentując to bezpieczeństwem?   Jeśli tak, to rozwikłam zagadkę.  
Jestem niewidoma.   

Jestem ciekawa świata i postanowiłam pokazywać to już od urodzenia!  
Więc, niczym Windows 10 miałam przedwczesną premierę.   
i to sporo, bo 3 miesiące. Bywało różnie. Jakieś elektroniczne gadżety we współpracy z lekarzami ratowały mi życie.   
I wyszłam zwycięsko!   
No prawie, bo powikłaniem mojego wcześniactwa jest przede wszystkim brak wzroku.   
Kable się odkleiły, nikt nie mówił, że będzie różowo, prawda? 
Ale trzeba iść do przodu!   
Przewodnik? Niewidomy? To możliwe? 
Jak najbardziej.
Prócz oczywiście zarobku, ta praca daje mi bardzo dużo. Przede wszystkim kontakt z ludźmi. Każdy kto nas odwiedzi zapisuje na dysku moich wspomnień pewną historię. 
Niektórzy bardziej, niektórzy mniej, ale każdy człowiek ma swój pliczek na moim dysku. 
Niezwykły Jegomość 
A dziś, w części pierwszej opowiem Wam o pewnym Starszym Panu.   
Pan ten odwiedził Nas w środę.   
Cisza i spokój.   
Siedzimy we trzy. Każda zajęta swoimi zadaniami do wykonania na ten dzień. 
Ja przy długim stole, przy którym rozmawiam z ludźmi o ich wrażeniach po przejściu Strefy Ciemnej. Za mną regał ze sprzętem i książkami, na wprost drzwi wejściowe. 
Nieco w prawo, za szklaną ladą z wygrawerowanym okiem*, na recepcji Karola. Siedzi przy kompie, odbiera telefony, ogarnia terminal, paragony itd.  Prócz tego robi nam ładne grafiki. Czasem podglądam 😉 I mówię Wam, eleganckie są!   
A po lewej od mojego stanowiska, w małym pomieszczeniu Monika.  Jest koordynatorem przewodników, sporo pracuje
 z komputerem, czasem pomaga mi przy oprowadzaniu ludzi. Ogarnia kontakty i promuje nas na zewnątrz. Konkretna
i zdecydowana, jak trzeba to pomoże i ogarnie mało doświadczonego przewodnika jak ja 😀       
Fajny zespół, co nie?  
Ale w zespole potrzebny jest lider albo szef. I my też mamy swojego szefa! A ściślej: Szefową. Ciepłą i serdeczną kobitkę
 z uśmiechem na twarzy. I z milionem pomysłów na minutę!
 I wiecie co? Wszystko, co sobie założy jej się udaje. Naszym zespołem kieruje super. A jak się coś sypie, to zaraz do kupy wszystko poskłada. Wyrozumiała i troskliwa.  
Taka jest liderka naszego zespołu. Cieszymy się, że ją mamy!   
Scharakteryzowałam wszystkich na szóstkę z plusem, to mogę przejść do meritum.   
Środa. Dzień jak co dzien. Cisza, spokój.  Ja przy regale kminię coś z maszyną. Monika przy kompie. Karola klika też w swój, grafikę ogarnia.  Ja robię przerwę, bo kubki się same nie umyją…niestety.   
Odstawiam więc swój na miejsce i słyszę otwarcie drzwi,
i serdeczne "Dzień dobry, w czym możemy pomóc"?   
To Karola przyjmuje niespodziewanego wędrowca. Słyszę męski głos, należący do seniora. Standardowe pytania: co, jak itd. Za chwilę któraś z dziewczyn włącza dźwięki.   
Ja idę do wejścia i słyszę od Pana, że "jak ślimak się porusza". 
Po czym faktycznie widzę, że porusza się bardzo powoli.  Przedstawiam się jak zazwyczaj. Pan się przywitał, ale nim podał mi rękę, coś z niej przełożył do drugiej. Szybki ogląd na sprawę i zorientowałam się, że ma  kule i to nie jedną,
a dwie. Powiedział mi jeszcze, że jest  “przygłuchawy”.   
Ja rozluźniłam, jak zawsze atmosferę i próbując go rozbawić mówię wprost, że ja jestem ślepa, on głuchy to się dogadamy!   
Zaczął się śmiać. Udało się.   
Mimo, iż poruszał się bardzo powoli, dawał sobie radę prawie ze wszystkim i prawie wszystkie przedmioty rozpoznał jedynie dotykiem!   
Nie wszedł tylko w pewne części, gdzie mamy trochę schodków. Dobrze, że o to dopytałam dokładnie, bo skory był i tam się udać!   
Niesamowita była dla mnie jego determinacja, tym bardziej że, teren do zwiedzania nie zawsze jest równy, są stopnie i czasem ostrzejsze zakręty.   
Pan bez problemu dał radę! Przez pierwsze dwa pomieszczenia asekurowałam go cały czas i byłam z nim w kontakcie fizycznym. tj. lekko podtrzymywałam/asekurowałam jego lewe ramie i nieco w okolicach łopatki.  
Proponowałam mu pełnienie funkcji podpórczej*,ale o dziwo nie chciał. Razem chodziliśmy godzinę. Godzinę po ciemku.   
Po skończonej wycieczce przy długim stoliku Pan podzielił się swoją historią.   
Jak się okazało miał dużą styczność z osobami niewidomymi, 
a pobyt tutaj pomógł mu je lepiej zrozumieć.   
Dlaczego dzielę się tym z Wami? Bo chcę pokazać, jak ważna jest determinacja i upór w dążeniach do wyznaczonych celów. Ten Pan długo pozostanie w mojej pamięci.   
Ma… 91 lat!   
Niesamowite przeżycie dla obu stron. Dla niego jak i dla mnie jako przewodnika.   
A mi jako członkowi zespołu BW, nie pozostaje nic innego, jak życzyć Panu zdrowia i 100, a nawet 200 lat w zdrowiu i szczęściu!
   
* funkcja podpórcza: faktyczne robienie za balkonik dla drugiej osoby, tj. pozwolenie by prowadzona osoba opierała się na nas jak na tym przedmiocie. 
* pliczek na moim dysku: zapamiętane szczegóły, nie dosłownie na dysku 🙂 
* wygrawerowane oko – nasze logo. 

Przy okazji zapraszam do nas!
Link,
pod którym przeczytacie i dowiecie się więcej.

Blog

Kategorie
Z mojego podwórka

Poznajmy się!

Sanklip raczej nie ulegała modzie i zabawy tego typu szerokim łukiem omijała.
Ale coś jej się przestawiło i stwierdziła, ]że jak wszyscy to wszyscy.
I organizuje akcje pt. Na kolacje zjedz pistacje.
Nie no,
żartuję.

A poważnie.
AKcję Q&a.
Albo ty z apytaj, ja odpowiem.No to,
do dzieła!
Śmiało!

Kategorie
Z mojego podwórka

Jaki ten świat mały…

Kategorie
Z mojego podwórka

Na lewo most, na prawo most… czyli z orientacji przestrzennej nauką zmagania.

Mamy sobie na eltenie wątek o instruktorach orientacji przestrzennej.
Postanowiłam wpisać się i ja!
Ale,
jak się rozpisałam,
to już na dobre!
Dla tego też,
stwierdziłam, że
utworzenie wpisu na blogu,
jest zdecydowanie lepszym pomysłem.
Więc dzielę się wspomnieniami…

Uczyły mnie 3panie.

Dwie w szkole – oficjalne instruktorki,
jedna nie oficjalna.

Pani nr1.

Nie potrafiła przyjąć do wiadomości,
że osobę neurologiczną uczy się trochę inaczej.
Gdy ćwiczyła ze mną początki,
a ja jako 9latka,
mimo teoretycznie sprawnych rąk,
nie potrafiłam pasty na szczoteczkę nałożyć prawidłowo,
po dwóch razach stwierdziła,
że nie wie,
jak dalej ze mną pracować.
Następnie mojej mamie
dała dłuuuugą
– na dwie kartki
listę rzeczy,
które jako 9latka, miałam umieć lub się nauczyć.
Było tam wszystko.
– Od ubierania się,
po jakieś proste zakupy chyba nawet.

Ja nie ogarniałam,
pani cierpliwości do mnie brak
i nauka się skończyła.

Oczywiście w domu uczyłam się samodzielności w miarę możliwości.
Ale własnym tempem
i w miłej atmosferze
bliskich mi osób
i znajomego otoczenia.

Pani nr2.

W wieku 12lat temat powrócił.
Obiecano nam – mi i mamie,
że zmienimy nauczyciela
i przekonano o potrzebie
dalszej nauki orientacji,
oraz o tym, że to pomoże mi w dalszym życiu.

Zaczęło się przeciętnie,
bo od techniki poruszania się z laską.
Raz w lewo,
raz w prawo.
Lewa noga idzie,
laska w prawo.

Standard, rutyna.
Nawet zaczęłam to lubić.
Powtarzalne, przewidywalne.
A więc uspakajające.
Nie zły przerywnik,
po stresującym wf,
przed matmą czy inną nielubianą lekcją.
Potem przyszedł czas na rzeczy trudniejsze.
"Zaprowadź mnie na stołówkę"
zakomenderowała jeszcze przed przygotowaniem się do zajęć.
Poległam.
Nie potrafiłam iść prosto,
lub odpowiednio łagodnie skręcić,
a komunikaty typu "no, obróć się gdzieś o 40stopni",
nie pomagały.
Po czasie stwierdziła,
że skoro narazie ciężko idzie mi z laską i chodzeniem,
to może poćwiczymy sprawność motoryczną.
Ja też
nie lubiłam tych zajęć
i denerwowałam się,
że nic mi nie idzie,
więc z wielką radością
przystałam na propozycję pani.
Raz,
drugi,
trzeci – w koło te same,
3 albo 4 układanki.
Plastikowy sorter z patyczkami,
na które nakłada się figurki wychodził mi bokiem.
Kołeczki wkładane do drobniutkich dziurek,
na tabliczce tak,
by robić z nich
żądane przez tą panią
figury wypadały z rąk*.
Zaczęła mnie porównywać do innych,
Ale w sposób bardzo niefajny.
Wpierw do najlepszego przyjaciela i rówieśników,
później do swojej 3letniej wnuczki!
"Nie wiem. Masz 16lat, i takiego prostego zrobić nie umiesz! Moja X układa jeszcze trudniejsze"!
Były jeszcze inne docinki,
nie tylko na tym tle.

Kontakt z tą panią skończył się 4lata temu i bardzo dobrze.

Pani nr3.
Nie ze szkoły,
ale środowisko zna od potrzewki że tak powiem.
To ona rozumiała moje problemy dodatkowe,
a mimo to próbowała uczyć mnie przydatnych rzeczy.
Gdy nie wychodziło chodzenie z laską,
pokazywała najwygodniejsze dla obu stron
chodzenie z przewodnikiem.
I mimo,
że wypracowałam(liśmy) własne schematy postępowania,
sporo zasad zostało mi w głowie
i stosuje je.
To pani R wytłumaczyła mi,
że nie jest błędem,
czy wstydem otwarcie prosić o pomoc.
I w prawdzie samodzielnego poruszania się
prawdopodobnie nie nauczę,
a przynajmniej nie w stu procentach,
to nauczyłam się zwracać uwagę na słupki,
krawężniki i
zapachy, głosy otoczenia.
Słowem zrozumiałam,
po prostu to,
że takie punkty orientacyjne są dużym ułatwieniem.
Teraz kontakt mamy nieco rzadszy,
ale jestem wdzięczna tej pani,
za to ile zrobiła dla mnie.

Obecnie puki co oficjalnie nie mam żadnego instruktora.
Ale dzięki pani R
wiemy,
na co zwracać uwagę
i jak pracować dalej.
I choć w tej materii
wciąż potrafię nie wiele,
to cały czas liczę na poprawę
i zauważam drobne postępy.
Kończąc,
chciałabym
wszystkim rozpoczynającym
samodzielną wędrówkę po świecie,
życzyć natrafienia na kogoś takiego,
jak pani R

Wskazówka do nauczycieli orientacji:
Słuchajcie również preferencji waszego ucznia!
Na ten przykład – z doświadczenia.
Prowadzenie lekcji na holu głównym,
gdy akurat na jego środku gra głośna muza,
a jakaś klasa ćwiczy taniec,
nie jest dobrym pomysłem~!
Szczególnie u osób z
zaburzeniami s i!
A gdy przy poruszaniu się z przewodnikiem,
ktoś woli złapać za ramię,
a nie za łokieć nie róbcie problemu!
Chyba, że widzicie faktyczne przeszkody przy stosowaniu tego rozwiązania.
A już w ogóle zakazem jest wtrącanie się między rówieśników idących ze sobą!
Koleżanki trzymają się za ręce,
zamiast powyżej łokcia?
Skoro sobie radzą,
zostaw je w spokoju!
Chyba, że widzisz ewidentny problem –
(mi koleżanka potrafiła znienacka upaść, na schodach średnio bezpiecznie bywało).
Tylko wtedy interweniuj.

Ogólnie,
słuchaj preferencji ucznia i postaraj się zachować kompromis.
Tak,
by obie strony się dogadały.

Kategorie
Poważnym żartem pisane Z mojego podwórka

Słowniczek

Długo myślałam,
czy to umieścić.
Ale ostatecznie,
zainspirowana słowniczkiem użytkowniczki
paulinux

i ja się do naszych dziwności przyznaje.

Na sam początek,
przedstawię wam słownik.
Nasz słownik.
Naszego "organizmu".
Prezentuję go wam
na sam początek,
bo inaczej
z kolejnego wpisu,
mało kto zrozumie cokolwiek.
A trzeba Wam wiedzieć,
że między sobą
komunikujemy się
w specyficzny sposób.

Nie będzie alfabetycznie raczej.
Lecim!

Boooże, Warszawa!
(zamiennie z:
Boooże, Łódź!)

Okrzyk niezadowolenia,
na zasadzie
"Jeeezu, ja nie mogę!
Seeerio, znowu to samo!
Ale bywa i okrzykiem radości,
czy też niewyrabiania na zakrętach,
przepraszam,
nie wyrabiania ze śmiechu miało być.

To w zależności od samopoczucia autorki tego stwierdzenia.

Synonimy – wypowiadane w tych samych,
zależnie od samopoczucia tonach:
pierwsza,
radio Z,
zetka,
90,1,
105,6.

Aut.
Linusiowe.

Zachowujesz się jak PDF!

Sformułowanie to opisuje osobnika,
który funkcjonuje w życiu
nawet nie źle,
ale
pewne rzeczy robi w sposób dość
niekonwencjonalny,
więc reszta ludzi w środowiskach
(na szczęście nie wszystkich),
gdzie taki PDF się znajduje,
uważa go za totalnego nieogara,
a nawet upośledzonego w rozwoju.

Synonimów – puki co brak.

Wyjaśnienie:
Pdf jest raczej
plikiem trudnym do czytania.
Nie nie możliwym,
ale stosunkowo specyficznym jak dla mnie.
Gdy jednak ma się odpowiedni program,
można go odczytać,
a nawet przekonwertować,
tak, by stał się dostępny.

Tak samo jest
z pewnymi osobami,
opisanymi przeze mnie wyżej.

W naszej grupce,
Sanklip jest takim pdf'em,
A Linuś
pełni rolę adobe Digital Edition.
Bo odczytuje i ogarnia takiego sanklipa,
za co ten jest jej dźwięczny niezmiernie.

To jest taki duży Pdf!
Synonimów puki co – brak.

Mawia się tak
na rzeczywiste,
duże pliki w formacie PDF,
z których w szybkim czasie,
należałoby wyciągnąć konkretny fragment.
Przykładem owego pliku jest chociażby KPA.
Ale i na to jest sposób,
szukajka.

Być zakodeksionym.

Nie "zakompleksionym",
ale właśnie zakodeksionym.

Synonimy:
Kodeks kogoś prześladuje,
dopadł kogoś zespół kodeksowy/choroba kodeksowa.

Nie wszyscy korzystają bezproblemu z neta.
A na naszym kierunku nauki,
kodeks trzeba pod ręką mieć.

Sanklipowe wpadło na pomysł
i dzieli kodeks
na osobne artykuły w postaci plików.
Bo to się przydaje.

Z tym,
że jak się często o tym myśli,
to to zaczyna
nawet się ,śnić haha.

Powstają też żarty na ten temat np.
Czcij kodeks!
Niech kodeks będzie z wami!
Sekta kodeksiarzy itp.

To właśnie jest zakodeksienie.
I najgorsze.
Tego się nie leczy,
bo to nieuleczalne jest!

Na szczęście,
jak widać,
piszę tu z Wami,
a to oznacza,
że trzymam się
dość dobrze,
skoro w wariatkowie nie wylądowałam jeszcze 😛

Aut.
Sanklipowe.

Kawitko.

Synonimów puki co – brak.

Część w ekspresie elektrycznym ciśnieniowym,
gdzie wsypuje się kawę.

Aut. San-klip.

Być rozkodowanym.

Synonimy:
Obrazek się popsół,
I zrobił się porządny nieporządek!

Jest to pewna
niedogodność myślenia obrazem.
Kompletne poprzestawianie/zmiana miejsc,
lub kolejności wykonywanych czynności,
co powoduje kompletną dezorientację
i mini wkurzenie czasami.

Na szczęście,
pewne osoby umieją
takiego rozkodowanego człowieka ogarnąć tak,
że czasem nawet nie widać,
że ów człowiek się rozkodował.

Aut. Sanklip,
ale weszło do powszechniejszego użycia.

Włączyły się komuś instynkty.

Zrobił coś
hmm, nie wiem,
jak to napisać by dziwnie nie zabrzmiało – dobra, i tak zabrzmi.
Uczuciowo?
Wykazał troskę i przejawy empatii
bardziej,
niż zwykle.
Gdy się człowiek rozkoduje,
to instynkty takie względem niego działają natychmiastowo.

Ktoś ma przegrzany procesor/przegrzał się komuś procek/proc.

Stan w wyniku przestymulowania sensorycznego,
długotrwała i nieprzyjemna reakcja mózgu,
Odsyłam do poprzedniego wpisu.

Aut. San-klip/owe.

Brajl bezsens.

Notatnik,
używany przez Linusiową.

Brajlbezsens,
bo za taki notatnik mam linijkę i 2 lapy,
albo 4lapy bez linijki.
Dobre lapy.
Ale to moje zdanie,
a ono podobno jest jak ta tylna część ciała,
co się plecy tam kończą.
Każdy ma swoją.
Jak Linusiowa zadowolona to dobrze,
niech jej służy,
jak najdłuży!
😛

Synonimy:
pisadło,
długopis,
maszyna,
brajlesensejka.

Aut.
Sanklipowe
(i niektórych synonimów Madzia).

Ślepy kret.

Osobnik niewidomy,
czy też ślepy właśnie.

Mówienie o sobie
w taki sposób
jest przejawem niezłego dystansu do siebie,
ale w nieznanym gronie to uważać trza!
Bo możemy kogoś urazić,
nawet nieświadomie.

Synonimy.
Puki co – brak.

Aut. Sanklipowe?

Wieczorne rozkminy.

Z pewnych przyczyn,
sanklipowa nie lubi zasypiania
i pierwszej fazy snu.
Z tego też powodu,
gdy ma iść spać,
zajmuje swoje myśli
głupotami
i dziwnymi rozkminami.
Gdy były z Linusiem,
okazało się,
że jej również mechanizm rozkmin wieczornych
się udzielił,
choć, na szczęście,
podłoże jest inne.
Tak, czy inaczej,
fajnie jest wieczorem coś porozkminiać.

Synonimy:
głupawka wieczorna.

Duży pdf z plikami mp3.

Totalny absurd,
lub coś kompletnie nie do ogarnięcia.
Synonimy:
Puki co – brak.

Lapatop.

Laptop.
Synonimy: lap, komp.

Pojebajut?

Ogólne stwierdzenie faktu,
że ktoś
a/zachowuje się baaardzo dziwnie.
B/jest idiotą i debilem.

W naszym mini gronie,
wypowiadane do siebie żartem,
jak większość słów/sformułowań z tej listy,
zawsze kończy się śmiechawą.

Synonimy:
Inclusion of the debiles.

Aut:
Słowo właściwe – D,
synonim – M.

Osoba fizyczna.

Po prostu człowiek.

Tak faktycznie określa się
nas,
ludzi w języku prawniczym,
Ale nie przeszkodziło to nam,
by owo sformułowanie
wykorzystać do własnego użytku.

Zdrobnienie –
Osóbka fizyczna,
człowieczek.

Synonimy:
Człowiek,
ludź, żyjątko (do maluchów), ludzik.

Cześć człowieku!

Nasze powitanie.

Na piśmie
i tak wam to nie wybrzmi.

Wypowiadane w charakterystyczny sposób,
z równie charakterystycznym akcentem.

Synonimy:
Cześć/dzień dobry osobo fizyczna!

Aut. Linusiowe i san-klip/owe.

Człowiek –
w odniesieniu do określeń naszych stanów.

Przykłady:
Człowiek śpiący,
człowiek szczęśliwy.
Jestem człowiekiem śpiącym.
Itp.

Synonimy:
Puki co – brak.

Sansa, sansiwo, empetrójecznik.

Odtwarzacz
Sansa Clip,
używany przez sanklipa.

Synonimy:
Puki co brak.

Stąd też,
sanklip ma pseudo,
jakie ma.

Dyrdum fixum.

Fiksacja na coś.

Zarówno na przedmioty,
np. Oglądanie zegarków/bezsensowne bawienie się słuchawkami,
jak i też na zainteresowania.
Linusiowe,
w komentarzach
masz zadanie,
opisać z jakim fiksum
pewnego osobnika zmagasz się na co dzień.
Podpowiem jeno,
że jam jest dumna posiadaczka owego!

Aut.
Sanklip/owe – chyba.

Człowiek przetwarzający.

Człowiek w stanie
specyficznego rejestrowania otoczenia
i wykorzystujący tzw. bank pamięci, – pamięć automatyczną.
Osobnik,
będący w takim stanie
jest baardzo skupiony,
nie raz nie idzie się z nim wtedy dogadać.

Sanklipowe często bywa w takim stanie
i większość myśli,
że mu wtedy źle
albo,
smutno.

Nie prawda,
on jedynie przetwarza,
bądź spokojny/a.
Takie myśli obserwatorom nasówają się
prawdopodobnie ze względu na
wyraz twarzy sanklipowego
w trakcie przetwarzania.

Potrzebować kontaktu.

Nie tylko serio się z kimś kontaktować,
ale też potrzeba sprawdzenia obecności
czy ktoś przy nas jest,
odsyłam również do wpisu niżej.

Zawieszenie się.

Najczęściej w odniesieniu
do wyłączenia
w wyniku przeciążenia sensorycznego.

Może być użyte
w kontekście zamyślenia się.

Synonimy:
mieć zwiechy,
wyłączyć się.

Nieobeznani w temacie mówią też
zasypiać,
co jednak w żadnym razie nie pokrywa się z prawdą.

Internety.

Internet.
Patrz:

Można sprawdzić,
bo są internety!

Nie zrobię tego,
nie mam internetów.

Pendrive i bluza.

Czemu razem?

Obydwie rzeczy,
pełnią rolę znacznika
funkcjonowania danego osobnika.

W zależności od:
zapomnianych bluz,
oraz zgubionych pendrajwów
(w przeliczeniu na kwartał).
Taki osobnik dostaje ocenę.

Od 0 do 1
zgubionych pendrajwów
i tyleż zapomnianych bluz,
ocena –
osobnik funkcjonuje bardzo dobrze.

Od 3 zgubionych pendrajwów,
i od 1 do 2 zapomnianych/zostawionych w internacie bluz –
osobnik ma status
persona non functio.

Jeśli pojawi się coś jeszcze,
wyedytujemy i damy znać!

Tymczasem życzymy wam,
żeby kodeks Was nie prześladował,
byście nie byli rozkodowani.
I miłego czytania też wam życzymy!

Sanklip,
Linuś
i
Ala.

Kategorie
Z mojego podwórka

Jest sobie pewna adminka*….

Poznałyśmy się 6lat temu.
Ja chodziłam od przedszkola,
ona tą szkołę w I gimnazjum dopiero poznawała.
Na początku nieśmiała i
pamiętam,
że dla mnie niemal niezauważalna.
Ale zdarzyło się coś.
Zdarzyło się raz,
drugi
i trzeci…
Nie chcę tematu rozwijać,
bo wiem,
że ona się na to nie godzi.
Naświetlę jednak delikatnie.
Chodzi o pewien,
powtarzalny ale nie groźny incydent zdrowotny.
Piszę o tym
dlatego,
że był to pierwszy klucz,
umożliwiający mi jej zarejestrowanie.
Usiadła któregoś razu na ławce obok mnie.
Hej,
to ty?
Spytałam lekko dotykając jej ramienia,
czym wyraźnie ją zawstydziłam)
iwymieniając jej imię.
"To ja" –
uśmiechnęła się.
A trzeba wam wiedzieć,
że uśmiecha się często.
A jak nie cała ona,
to chociaż jej oczy.
Wiedziała już,
jak mi na imię.
Ba,
wiedziała również,
jakie nazwisko noszę!
Zdziwiła mnie tym lekko.
Potem okazało się,
że pamięć do nazwisk ma
nie złą
i bardzo szybko identyfikuje nazwisko z danym osobnikiem.
W między czasie,
odbywało się normalne,
szkolne życie,
a w czasie przerw
nocne (no dobra, dzienne) polaków rozmowy.
Prócz normalnej,
jak zwykła mówić M –
"gatki szmatki"
pojawiały się też pytania o
moje widzenie,
albo jego brak.
Najfajniejsze z nich
"Ty chyba, no.. Hmmm czarnego nie możesz widzieć
"?
A potem rozmowa o kolorach.
I tak zostało.
Relacja się pogłębiała*
Spędzałyśmy ze sobą sporą część czasu na przerwach,
na lekcjach też siedziałyśmy obok siebie.
Z czasem wytłumaczyłyśmy sobie też,
na czym dokładnie problemy zdrowotne nasze polegają i
jak postępować.
Już się nie bałam,
tylko interweniowałam bez problemu.
Ona też nauczyła się,
że czasem procesor mi się przegrzewa i
potrzebuję ciszy,
albo powtarzania kilka razy jakiegoś polecenia.
Po może miesiącu,
zaczęła mnie prowadzić.
Zapominała nie raz,
że o schodach to wypada powiedzieć.
Nie gniewałam się.
M przeżywała bardziej,
niż ja.
Jak wspomniałam,
relacja koleżeńska kwitła
i obie zaczynałyśmy mieć fajne pomysły.
Któregoś razu,
na ten przykład,
w gimbazie na informatyce
nudnej, jak flaki z olejem
dowiedziawszy się,
że jest pochmurno postanowiłam zgłębić temat.
"M, czy na niebie są teraz chmury? i o co w tym chodzi? Ty to widzisz, prawda"?
"No tak. Hm, są białe, wiesz?"
– Powiedziała,
po czym stwierdziła,
że głupio gada.
A moim zdaniem nie.
Spytałam więc,
o co chodzi z tym białym.
Tu odpowiedzi przejrzystej nie było i nadal
nie jest łatwo udzielić takowej.
Nie przytoczę jej tłumaczeń tych zjawisk,
ale było ich dużo i
wierzcie lub nie,
wyjaśniała mi to
bardzo trafnie i klarownie
tak, że niektóre rzeczy potrafię sobie wyobrazić.
Ma dziewczyna po prostu dar do opisywania różnych rzeczy.
I do bycia audiodeskrypterem też.
Piszę o tym,
bo nie jest to łatwa sztuka
i nie każdy to potrafi
mimo chęci.
Nie jest oczywiście tak,
że zawsze się zgadzamy.
Powiem więcej.
Często mówię do niej: „Nie wiem, o co w tym chodzi, ale cieszę się,
że jesteś szczęśliwa”!
Albo:
„Sorki,
bo nie bardzo wiem,
jak to jest.
Ale jestem i pamiętaj,
że zawsze możesz pogadać
„. Zatem
Bywało przez te 6lat różnie,
bo i potyczki się zdarzały.
Mniejsze lub większe.
Z tym,
że my długo gniewać
się nie potrafimy,
więc najdłuższe milczenie między nami,
to jakieś 3tygodnie.
😀
Ocieplenie i to duże w
relacjach nastąpiło
w liceum.
Przez ostatnie 2lata,
to M najwięcej mi pomagała.
To do M mogłam zadzwonić zawsze i…
spisać matmę 😀
To z M prowadziłyśmy i prowadzimy* nadal
dyskusje te poważne
i te mniej poważne.
To z M na spontanie,
chodziłyśmy do automatu po kawę 4minuty przed lekcją
I to przy M w liceum czułam się najbezpieczniej
z całej klasy.
Piszę o tym,
bo dziś M ma urodziny
i do dziesiątki dodajemy jeszcze 9.
19 lat.
Kochana M!
W dniu twoich urodzin rzyczę Ci,
przede wszystkim zdrowia!
I byś mogła realizować swoje pasje.
I żeby spełniło się wszystko to,
o czym marzysz.
I jeszcze,
dużo miłości i ciepła od wszystkich,
którym sama je dajesz.
I jeszcze tego, by nasza relacja trwała nadal.
I żebyś ze mną wytrzymała jeszcze 2lata 😀

Dzięki!
Dzięki za te mądre dyskusję na biologii o kocich rzęsach.
Dzięki za to, że jesteś i byłaś moim lektorem,
audiodeskrypterem,
tyflopedagogiem* i przewodnikiem w jednym!
Dzięki za robienie mi wstrząsów*,
gdy nie słuchałam tego, co czytasz.
Dzięki,
że na nudnym polskim
ty uczyłaś mnie rosyjskich literek.
Dzięki, że bez słowa sprzeciwu słuchasz o tym, jak 24 na 24 gadam o djembe, drumlach i lirach korbowych.
I dzięki za to,
że tyle czasu wytrzymujesz ze mną 😀
Jeszcze raz – wszystkiego NAJ!
* adminka-
to od szkoły,
w której się aktualnie uczymy,
czyli technik administracji.
Ktoś mnie kiedyś tak nazwał,
a mi się spodobało.

EltenLink