Kategorie
Oj, świta mi...

Szkoła to, czy nie szkoła? Lekcje online z perspektywy sanklip

Hej hej.

Jak się w tej sytuacji odnajdujecie?
Przesyłają książki,
zadania,
materiały dostępne?

Gadacie,
a może korespondencja z nauczycielami,
na piśmie tylko?

Szczerze mówiąc wolę to drugie,
ale czasem nie ma wyjścia –
pogadać trzeba.

U nas:
8osób w klasie.
Dwie praktycznie nie biorą udziału w spotkaniach.
Jeden kolega rozmawia indywidualnie z nauczycielami,
koleżanka porozumiewa się pisemnie.
Ja na rozmowy indywidualne
umawiam się tylko na szczegółowe omawianie egzaminów próbnych,
które obecnie rozwiązujemy.

Mnie dzisiaj mess nie lubi,
w związku z czym,
bardzo podupadłam na aktywności,
na szczęście nie na zdrowiu 😀

Zdarzają się problemy z łącznością,
ćwiczenia nie do ogarnięcia,
albo net rozłączający się w połowie meskowego spotkania.
I zapomnieć o tych lekcjach w ogóle,
też się zdarza,
a jakże!
Przyznaje bez bicia.

Nie zaplanować wcześniej konkretnej godziny też się zdarza.
To najgorsza ze scen możliwych,
bo przeważnie wtedy mnie nie ma.
Nie mam zwyczaju chodzić wszędzie z telefonem,
w związku z czym,
nie odbieram powiadomień na bierząco.

Zadania wysyłam mailowo,
albo przez messengera – odpowiedzi w formie krótkich wiadomości.
Były próby wprowadzenia Microsoft Teams'a,,
nawet tu pisałam w tej sprawie.
W tym miejscu podziękowania dla daszka,
który w pomoc mi się zaangarzował.
Puki co,
powróciliśmy na stare tory,
a ja w międzyczasie, z nudów chyba,
znalazłam kalendarz…

Po lekcji,
Czasem wysyłane są też do nas
linki do różnych stron – tematycznie.
My akurat kierunek administracja,
więc np. coś z prawa cywilnego,
artykuły z kodeksu,
odnośniki do komentarzy itd.

Terminów staram się dotrzymywać,
ale wychodzi różnie.
Na szczęście większość nauczycieli wykazuje zrozumienie w tym temacie.

Obecność jest wymagana,
jak to zawsze bywało.
Czasem któregoś z nas
nie ma na spotkaniu,
ale wysyłając rozwiązania zadanych ćwiczeń
również zaznaczamy swoją obecność.
Staram się nie opuszczać.
Jeśli nie ma mnie na spotkaniu,
wysyłam wszystkie zadania mailowo,
lub dowiaduje się,
co do nadrobienia mam.

Tu mam szczęście,
bo zawsze dowiedzieć się jest od kogo,
serio o każdej porze.
Te telefony od 22,
gdzie pytam o jakieś ćwiczenie,
a nierzadko kończymy o 12,
i to z przymusu,
bo spać kiedyś trzeba.
<3
Bo pewna osoba zawsze wie,
jak wywołać u mnie koncentrację na wszystkim,
prócz ćwiczeń/zadań,
o które kluczowo pytałam,
haha.
Ja na nią działam chyba podobnie,
o ile nie tak samo.

Towarzysko,
raczej ciszej,
niż na żywo.
Po lekcjach,
ja i kilka znajomych jeszcze,
zostajemy chwilę na linii,
by po prostu pogadać o wszystkim i o niczym.
Jak na przerwach wcześniej bywało.

Tak serio i szczerze,
rozmawiamy z jednym człowiekiem z klasy
i dwiema sympatycznymi osóbkami zpoza,
w tym jedną eltenowiczką,
Drugą planuję do nas w najbliższym czasie wciągnąć,
tylko muszę jej podlinkować.
W razie pytań,
wątpliwości czy,
gdyby coś było nie jasne,
pisać w komentarzach,
a ja w razie potrzeby,
wpis wyedytuje.
Puki co,
z przemyśleń moich,
to tyle.

Do następnego wpisu zatem.

Kategorie
Oj, świta mi...

Okiem Sanklip. Cz 1. Kubek termiczny

Noo.
Zimy może jakoś szczególnie w centrum nie widać.
Ale gdzieniegdzie i śnieg pod butami zaskrzypi…

Czy tak,
czy inaczej,
chłodnawo bywa czasem w tym okresie.

Więc kubeczek z ciepłą kawką lub innym napojem,
fajnie przy sobie mieć.

Macie?
Używacie?
Jeśli tak,
to jakich?

Ja z początku zainwestowałam w kubek z Pepco,
za jakieś 3dychy,
nie więcej.
Fajny,
bo długi a wązki.
Więc w plecaku dobrze leżał.

System zamykania to zakrętka,
a na niej klapeczka,
po której otwarciu,
ukazuje nam się otwór do picia.
Fajne rozwiązanie to było,
ale nie dla sanklip.
Bo sanklip zdolnym człowiekiem w te klocki jest!
I Czego dokonałam w miesiąc po zakupie?
Kubeczek elegancko otworzył się w plecaku,
dzieląc się przy okazji kawą m.in. z powerbankiem,
kosmetyczką i laską.
Zaznaczam,
że włożyłam go prawidłowo,
jakoś się przewrucić musiał.

Ciepło napoju przez jakieś 3lekcje i 4przerwy trzymał,
więc nie źle.
Gdyby nie ta szczelność.

Teraz mam Contigo Pinnacle.
Podwójny system zabezpieczenia,
bo żeby się napić,
trzeba wpierw system zabezpieczający odblokować,
tak,
jak przy włączaniu np. światła,
przełącznik taki hehe.
Wasze zdrowie!
Przechylamy,
i, niespodziankaaa!
Nie leci.
A no nie leci.
na przodzie kubeczka,
a właściwie na zakrętce znajduje się taki magiczny przycisk.
😉
Dopiero po wciśnięciu go,
możemy spokojnie się napić.
Ale uwaga,
Dopóki przycisk trzymamy,
dopóty napój lecieć będzie.
Puszczamy przycisk,
wszystko w 100% szczelne,
ni kropelki nie wyciśniesz!

Oba kubki mają pojemność 420ml.
Contigo dodatkowo podwójne ścianki.
Z tym,
że jest nieco cięższy,
masywniejszy.
No i wygląda,
jak kubek 😛
Ten tańszy,
lżejszy i węższy,
nieco butelkę przypomina.
WG producenta,
ten konkretny model Contigo ciepło trzyma do 5godzin,
zimno przez 12.
Co do ciepła,
mniej więcej tak jest.
Wiadomo,
że nie zawsze,
a poza tym gorącą rozpuszczalną kawę i tak zimnym mlekiem przeważnie podrasuję.
Jeśli jeszcze o ciepło idzie.
Do Contigo mogę wlać wrzątek.
Do tego z Pepco wodę do 90C.
Mi to różnicy nie robi,
ale piszę bo komuś przydać się może.
Obu kubeczków,
też w zmywarce nie należy myć.
W Contigowcu na mycie w zmywarce godzi się jedynie nakrętka.

Tak,
czy inaczej.
Czy polecam?
Polecam oba rozwiązania.
Należy też pamiętać,
że za 4 takie kubeczki z Pepco,
mamy jednego Contigo.

Ale oba są dobre,
mimo jednego wypadku i lekkich obaw o szczelność,
używam ich zamiennie.

Miałam też do czynienia z kubeczkami bodajże Emsa.
To taki klikany od góry.
Chcesz się napić,
klikasz na środek,
pijesz.
Kończysz,
odklikujesz zabezpieczenie z powrotem i hej do przodu.
Dla mnie jednak kubek tego typu się nie sprawdził,
bo przy możliwości picia dookoła,
mamy też cudowną możliwość oblania się napojem z owego kubeczka.

Puki co ode mnie to na tyle.
Za literówki ewentualne przepraszam,
ale słabo widzę już,
wszak noc jest.
Tymczasem
żegnam się z Wami i do napisania!

https://www.wgl.pl/kubek-termiczny-contigo-pinnacle-420-ml.html

Kategorie
Oj, świta mi... To co, że na wspak, ja świat odbieram właśnie tak!

Mitologia na ślepo, czyli o stereotypach słów kilka.

Lubicie mitologię?
Pewnie nie jedna osoba się taka znajdzie.
Ja też do nich należę!
Uwielbiam mitologię z naszego podwórka,
czyli Słowiańską.
A może Wy lubicie egipską?
Albo grecką?
Która by to nie była,
trzeba przyznać,
że ludzie mieli naprawdę zaskakujące pomysły
na to,
jak powstał świat.
W ciekawy sposób interpretowali również powstawanie różnych zjawisk.
Polecam więc do poczytania!

Ale ja nie o tym.
Owszem, wpis będzie też o mitach,
ale nie po to,
by się weń wczytywać,
lecz po to,
by owe mity obalić.
Ostrzegam,
że momentami będzie ostro
i z góry przepraszam
za zranienie czyichś uczuć/obrażenie kogoś.
Tak, wpis będzie ostry.
Ale do sedna…

Od urodzenia jestem niewidoma.
Byłam wcześniakiem i to dość skrajnym.
Technologia nie była rozwinięta tak,
jak dzisiaj
(no bo kto słyszał o witrektomii)? *
Więc w wyniku tego i kilku innych czynników,
oczy postanowiły sobie,
że pracować nie mają zamiaru
i faktycznie tak jest.
Nie rozpaczam z tego powodu
i innym radzę to samo.
Mam szczęście mieć
wspaniałą rodzinę i ludzi wokół siebie,
ten niezawodny team sprawia,
że umiem akceptować siebie i swoje ograniczenia.
Niestety,
w otoczeniu zmagam się również ze stereotypami.
Nie zawsze wynikają one ze złej woli człowieka.
Czasem jest to chociażby chęć pomocy,
ale nieumiejętna.
Wówczas nie mam tego ludziom za złe.
Ale chciała bym również,
by pewne mity obalić.
Być może po zapoznaniu się z takim wpisem,
drugi raz nie popełnisz takich błędów?
Tego Ci,
mój kochany czytelniku życzę,
a tymczasem,
do dzieła!

1. DO NIE-WI-DO-MYCH, TRZE-BA MòW-IĆ GŁO-ŚNO! I WY-RAŹ-NIE!
Nie.
Do niewidomych, trzeba mówić normalnie!
Jesteś urzędnikiem/ekspedientem w sklepie/kimkolwiek innym,
który obsługuje ludzi i ma z nimi bezpośrednią styczność i trafi Ci się brajlak?*
Rozmawiaj z nim normalnie.
Tak, jakby widział.
Z drugiej strony,
możesz spodziewać się tego,
że nie od razu niewidomy zareaguje,
zwłaszcza przy sporej liczbie osób.
Nie widzę, więc i kontaktu wzrokowego nie odbieram z odległości między Tobą a okienkiem, czy ladą.
Piszę „nie zawsze”,
bo są i ludzie,
którzy reflektują bez problemu!
Ale pamiętaj, traktuj normalnie.
Po ludzku.

2.
Niewidomi nie radzą sobie z czynnościami codziennymi – wokół siebie.
Bzdura na resorach że tak powiem!
Jasne,
mogą mieć problem z np. znalezieniem czegoś,
czy w nowym miejscu z trafieniem gdzieś.
Ale,
o ile w środowisku,
gdzie niewidomy przebywał,
uczono go samoobsługi,
radzi sobie normalnie,
jak każdy.
Sam się myje,
ubiera,
sam je
(I tu anegdotka z życia mego skromnego.
Przyszła do mnie koleżanka – pierwszy raz,
a znamy się dość krótko.
Mama podaje nam obiad.
Siadamy, biorę łyżkę do ręki,
a koleżanka pyta „dasz sobie radę”?
W luźnej pogadance
wyznała później,
że gotowa była mnie nakarmić.
<3
Bardzo ją lubię,
więc po prostu się uśmiechnęłam serdecznie. ).

Co jeszcze w temacie jedzenia.
Zdarza mi się poprosić o np. pokrojenie kotleta,
czy naleśnika,
albo nalanie zupy.
Zwłaszcza w obcym miejscu (szkolna stołówka, restauracja itp.).
Ale resztę ogarniam sama.
I myślę, że nie tylko ja.

Higiena to podstawa!
A jak!
Czy w tej sferze niewidomi też mają problemy?
Jak pisałam wcześniej – nie.
Jedyną trudnością może być znalezienie np.
łazienki,
a w niej konkretnych miejsc (kabina prysznicowa/wanna, półka na rzeczy etc) dotyczy nowych miejsc.
W domu nie ma z tym problemu.
Kiedyś też zostało mi zadane pytanie następującej treści:
„Jak ty nie widzisz, to skąd wiesz, że dostałaś kobiecą przypadłość”?
To się czuje.
Z resztą,
widzące panie chyba też na wyczucie lecą.
Która w tym celu latarki używa,
niech pierwsza żuci kamieniem 😛
Skoro już w takim no… śliskim temacie jesteśmy.
Niewidomy normalnie radzi sobie również w toalecie.
Jeśli go tam prowadzisz,
nie ma potrzeby wchodzić znim!
Wyjątkiem są łazienki z kilkoma toaletami.
Wówczas możecie do głównej części wejść razem.
Podprowadzasz pod drzwi właściwej toalety, zamykasz drzwi i czekasz.
Jeśli jednak jesteś na np.
wyjeździe i prowadzisz
osobnika do łazienki,
która jest jednolita z jedną toaletą,
nie stój cały czas pod drzwiami!
Chyba,
że kolega/koleżanka da Ci znać,
byś czekała/ł, bo np.
może być jej słabo etc.
Albo Cię o to poprosi.
W innym przypadku nigdy!
Jest to krępujące.

Może się przejdziemy Na zakupy?
Jasne!
Jak to wygląda?
Większość niewidomych
samodzielnie tę kwestię również ogarnia.
Ja na razie jeszcze tak daleko nie doszłam.
Potrzebuję przewodnika.
Ale o tym,
co kupię,
lub czego nie
i po co właściwie przyszłam,
decyduję sama!
Przewodnik pomóc może
zwłaszcza w zakupach codziennych.
O ile chleb od bułki odróżnię,
tak śmietany od jogurtu niekoniecznie.
Możesz więc, jako przewodnik czytać
napisy na torebkach, pojemnikach itd.
Gdy jest to supermarket,
możesz także podawać określone produkty z półek,
jeśli zostaniesz o to poproszony.
Ja np. proszę zwłaszcza będąc tam,
gdzie jest dużo słoików, albo szklanych butelek.
Ale to,
jak mówię zależy od samego osobnika chcącego zakupy zrobić
i od tego, jak ustali z przewodnikiem.
W sklepikach osiedlowych, podprowadzasz do ekspedientki i już,
resztę załatwia osoba kupująca.
Chyba, że ustalicie inną wersję.

A co z ubiorem?
Prócz wyglądu ubrań samego w sobie,
ważny jest także kolor.
Warto w tym zakresie uczyć dziecko niewidome
od małego,
jaki kolor do jakiego pasuje.
Całkowicie niewidomy od urodzenia,
raczej o kolorach pojęcie będzie miał takie,
jak my o języku suahili.
Mimo to
warto uczyć na pamięć tych kolorów i ich zestawień,
jak wierszyka.
Ja np. nauczyłam się tak,
że wygląd danego ubrania kojarzę z danym kolorem,
w którym ono jest.
Np.
Koszulka z krótkim rękawkiem,
z naszytymi z przodu wisienkami,
jest biała.
Itp.
Ale pamiętajcie,
że ten efekt wizualny jest ważny.
My nie widzimy,
ale inni widzą!
No a podobno „jak Cię widzą, tak Cię piszą”.
Niestety??
?
Kucharzenie na 102!
A jak!
Oczywiście,
że niewidomi gotują, smażą, robią gorące napoje, sałatki i pieką ciasta.
Normalnie posługują się nożami,
czajnikami czy piecem gazowym.
Ja wolę czajnik elektryczny,
ale jajecznicę usmażyć potrafię,
a i spagetti nie raz ogarnę.
Znam i osoby niewidome,
które gotują świetnie
i jest to ich pasją.
Jak widać,
da się!
Początkujący niewidomy twój kolega/koleżanka rówieśnik chce zrobić Ci herbatę,
gdy zaprosił Cię do siebie?
Pozwól mu.
Nie trzęś się nad nim,
nie ingeruj (chyba, że poprosi Cię o pomoc).
Skoro sam wyszedł z propozycją,
znaczy, że da sobie radę!
Te same wskazówki tyczą się rodziców i bliskiej rodziny brajlaczków.

3. Niewidomi nie mają orientacji przestrzennej.
I mają i nie.
Jak każdy.
Jeden trafi wszędzie niemal od razu,
drugiemu będziesz pokazywał razy pińćset, a i tak na prostej drodze się zgubi.
Ale,
jeśli człowiek tylko nie widzi,
a poza tym nie ma dodatkowych niesprawności/zaburzeń,
orientację w mniejszym,
lub większym stopniu,
ale ma.

4. Niewidomi nie lubią/boją się kontaktu fizycznego,
albo w czasie rozmów trzeba im ten kontakt umożliwić.
I znowu – bywa różnie.
Mi w kontaktach (zwłaszcza z bliskimi osobami) dotyk bardzo pomaga,
bo prócz zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa
jest także niejako wskaźnikiem intencji mówiącej osoby.
Inaczej czuć rękę osoby, w której dominują emocje negatywne,
a inaczej takiej,
u której emocje i uczucia pozytywne biorą górę.
W każdym razie,
znam i osoby niewidome,
które dotyku raczej nie lubią,
poza kilkoma najbliższymi osobami,
tak też bywa.
Mi np. niespodziewane położenie dłoni na ramieniu/plecach nie przeszkadza.
Jest to po prostu informacja, że zaraz dostanę jakiś komunikat.
Dotyk sprawdza się w moim przypadku przy przeładowaniu sensorycznym,
ale to już na inny wpis…

5. Wszyscy niewidomi mają świetny słuch,
ładnie grają i śpiewają.
Nawet się zrymowało 😀
Nie. Nie wszyscy.
Owszem,
są i tacy,
ale to jak wszyscy,
Niech świadczy o tym chociażby fakt,
że piosenkarzy widzących mamy też dużo.
Słuch mają,
jak wszyscy ludzie.
Różnica polega na tym,
że bardziej się na nim skupiają,
bo jest to główny zmysł do odbierania bodźców z przestrzeni.
Tyle.

6.
Niewidomi mają słabsze zdolności manualne,
słabszą kondycję, bo nie mogą ćwiczyć.
Jasne, że są choroby oczu,
które faktycznie z wysiłku fizycznego
dyskwalifikują – jakiegokolwiek.
Ale,
o ile przeciwwskazań zdrowotnych nie ma,
niewidomi ćwiczą na lekcjach wf,
pływają,
grają w przystosowane
pod nich gry
z wykorzystaniem piłek dźwiękowych,
a nawet biegają.
Są oczywiście i przeciętni.
Są tacy,
którzy ćwiczą systematycznie.
Są i tacy,
co z domu by się nie ruszyli.

7. Niewidomy musi mieć porządek wokół siebie.
Nie.
Oczywiście,
że pewna kolejność rzeczy w naszym otoczeniu ułatwia nam życie.
Ale nie jest tak,
że musi to być jedna i ta sama,
ani nie jest tak,
że każdy niewidomy w swoim najbliższym otoczeniu ma schludnie,
czyściutko i porządeczek,
że aż błyszczy!
Tak, ja nie lubię tego typu zmian.
Ale nie wszyscy tak mają!
Powiem więcej:
znam bałaganiarzy takich,
że w głowie się nie mieści :D.

8. Każdy niewidomy nie umie się podpisać, ani nie zna normalnych liter.
Istnieją niewidomi,
którzy umieją się podpisać i to nawet czytelnie!
Ja tej umiejętności nie posiadam,
ale u mnie dochodzą problemy manualne.
Znam dziewczynkę,
która w wieku 7/8lat,
z tablicy rejestracyjnej oglądając palcami,
potrafiła odczytać numer rejestr. Samochodu.
Da się?
Da się!

9. Niewidomi nie obsługują telefonów, komputerów i pokrewnego sprzętu.
Ku mojej wielkiej radości,
ten mit odchodzi do lamusa,
ale zdarza się tak twierdzić,
zwłaszcza starszym osobom.
No więc odpowiadam krótko i treściwie,
jak to zawsze ja 😉
Niewidomi korzystają zarówno z komputerów,
jak i telefonów.
Ba,
często te sprzęty wykorzystują do pracy,
by zarabiać na życie.
Bo niewidomi też pracują!
Wracając do komputerów.
Niewidomy musi mieć zainstalowany czytnik ekranu,
czyli program,
który głosem syntetycznym odczytuje napisy z ekranu.
Zamiast myszki,
używamy klawiatury.
Sterowanie kursorem odbywa się za pomocą strzałek, a potwierdzamy klawiszem enter.
Do tego dochodzą tzw skróty klawiszowe,
czyli kilka klawiszy wciskanych jednocześnie,
aby wywołać daną funkcję.
I tak np.
Klawisz Win plus litera D powoduje wejście na pulpit.
Z telefonami jest podobnie.
Z tym,
że używamy różnych gestów na ekranie dotykowym,
a by w coś wejść, stukamy dwukrotnie.
Jeśli macie urządzenie z androidem od wersji 4 0,
albo któreś z urządzeń Apple,
możecie spróbować korzystania w takiej formie.
Urządzenia te posiadają bowiem program odczytu ekranu już wbudowany.

10. Niewidomi nie oglądają filmów.
Oglądają.
Fakt, pozbawieni są możliwości odbioru warstwy graficznej,
ale możesz opowiadać,
co dzieje się na ekranie.
Poza tym,
od niedawna popularna zaczyna być
tzw audiodeskrypcja,
czyli przekaz informacji nt. Obrazu przez lektora we formie ścieżki dźwiękowej.
Nie zagłusza to pozostałych dialogów,
a przy założonych słuchawkach
nie przeszkadza też widzącym.

11.
Na podsumowanie.
Przede wszystkim:
Nie bójcie się pytać i rozmawiać!
Bez komunikacji i próby zrozumienia się,
nic nie zdziałamy!
Śmiało więc pytajcie,
a odpowiedź uzyskacie na pewno!
Jeżeli jestem w grupie,
z wami, rówieśnikami
i wiemy o tym,
że spędzimy ze sobą więcej czasu,
niż te przygodne 0,5 godziny:
Traktuj mnie normalnie.
Bardzo cieszy mnie,
gdy w grupie mogę być jedną z was!
Rozmawiaj,

nie ignoruj zadawanych przeze mnie pytań.
Odpowiadaj,
samemu też zadawaj pytania.
Nie widzę Cię,
więc czasem nawet nie wiem,
że jesteś blisko.
To dlatego czasem może Ci się wydawać,
że nie chcę inicjować kontaktu.
W takiej sytuacji zainicjuj go sam/sama.
Spytaj,
co słychać,
pogadaj o weekendzie.
Opowiedz,
jaki film oglądałaś/eś.
Niewidomi też oglądają filmy!
Nie bój się zaprosić do kina,
szczególnie wtedy,
gdy idziecie całą paczką.
Też chętnie się wybiorę!
Podziel się swoimi przeżyciami,
zainteresowaniami jeśli chcesz.
Ja też chętnie podzielę się swoimi,
może znajdziemy wspólny język?
Oczywiście,
jeśli nie pasuje Ci coś we mnie/moim zachowaniu,
też o tym powiedz.
Jeszcze raz podkreślam:
Nie bój się rozmawiać!
A na dziś to wszystko,
ciąg dalszy nastąpi…

Kategorie
Oj, świta mi...

Wszystko gra! Czyli o mojej pasji słów kilka

Witajcie!
Mówią,
że blog zaniedbany,
nie aktualizowany,
mało wpisów na nim,
bo kilka zaledwie.
Piszę to,
co czuję/to,
co moim zdaniem warte jest opisania.
Nie lubię pisać,
żeby tylko pisać i zaśmiecać
na serwerze miejsconko.
No i jeszcze,
by ciekawe wpisy tworzyć,
przydała by się wena, lub jakaś myśl uwagi godna.
I dziś jest właśnie ten moment,
1 z mam nadzieję wielu momentów tego typu.
Tym razem napiszę wam o jednej ze swoich pasji,
A są to dawne, ludowe instrumenty muzyczne,
postaram się także w miarę możliwości opisać te, które posiadam.
Moja przygoda z muzyką od tej drugiej strony,
czyli zainteresowanie tym,
jak powstaje i na czym jest grana?
Pojawiło się w 2006 r.
Wtedy to 8letnia Ania,
wraz z grupką innych uczniów swojej szkoły,
pod przewodnictwem cudownej p. Hani,
nauczycielki muzyki w klasach młodszych,
wybrała się na pewne zajęcia do domu kultury,
gdzie poznała m.in. sympatycznego pana Patryka,
z którym po niedługim czasie i ona, i jej kuzyn przeszli na ty.
Więc sympatyczny pan Patryk,
potem przez nas tylko z imienia wołany,
prowadził z nami ciekawe zajęcia teatralne.
Trwało to kilka miesięcy,
a ostatnie spotkanie zakończyło się naszym mini występem,
metalowca* pamiętam do dziś!
I na tym występie,
Patryk z małej,
trzymanej w ręku deseczki,
wydobywał ciekawe,
miłe dla ucha dźwięki.
Na ostatnim spotkaniu też,
ową magiczną deseczkę od niego otrzymałam,
do dziś ją mam.
Jak się podczas rozmów z p. Patrykiem
okazało,
grająca deseczka nazywa się kalimba i
jest to instrument afrykański.
A w różnych częściach świata zowią go też:
zanza,
mbira czy insimbi.
Jest to owalna bądź kwadratowa deseczka,
do której,
przy pomocy małej listewki przyczepione są metalowe języczki.
Szarpiąc je palcami, tzw omykając,
w odpowiedniej kolejności,
tworzymy dość intrygujące swoim brzmieniem melodie.
Grałam na tym instrumencie dość długo,
ale obecnie, ze względu na obniżenie „wydajności” paluchów* gry zaprzestałam.
Mam jednak nadzieję,
że uda mi się do niej powrócić.
A tu przykład.
Kalimba.
a na niej zagrany słynny utwór
https://www.youtube.com/watch?v=p1E_kTUe TwU

Drumla.
To mała, przeważnie metalowa* ramka
w kształcie podobnym do podkowy.
Do ramki przytwierdzony jest języczek z półokrągłym zagięciem na jego końcu,
tzw spustem.
Na tym ustrojstwie,
dalej drumlą zwanym jak na każdym instrumencie,
można pogrywać sobie od czasu do czasu.
Jak się za to zabrać?
Trzymamy drumlę za ramkę tak,
by nie dotykać języczka,
bo to on w dużej mierze odpowiada za dźwięk.
Trzymamy więc sobie to w łapce,
a wąską część łapiemy zębami tak,
jak byśmy chcieli to zagryźć.
Ale nie robimy tego,
bo z dźwięku wyjdzie nam przysłowiowa dupa blada!
Gdy już złapiemy sobie stabilnie,
pora na trudniejszą część,
czyli grę samą w sobie.
Trzymając stabilnie drumlę w zębach,
palcem pstrykamy za spust języczka.
I gotowe!
Taaaki fajny dźwięk nam powstaje!
No śmieszny,
kosmiczny taki.
Ale to nie wszystko!
Bowiem odpowiednio operując oddechem
i mięśniami ust i machając językiem, możemy
tworzyć naprawdę ciekawe rytmy!
Dokładne pochodzenie tej przeszkadzajki nie jest do końca znane.
Ale przypuszcza się,
że może pochodzić ona z Chin,
Tuwy czy Ałtaju.
A skoro o Chinach mowa.
W owym państwie drumle wykonywane są także z drewna.
Popularna jest tam też inna od standardowej wersja,
zwana kou xian,
lub hoho.
Taka drumla wykonana jest przeważnie z bambusa,
i ma nawet 5języczków.
Wietnamczycy również mają swoją wersję,
zwaną dan moi.
Ta drumla z kolei przypomina pilniczek do paznokci, albo linijkę.
Trzymana jest w specjalnym drewnianym pokrowcu,
przypominającym tubkę.
Zasadnicza różnica między drumlą klasyczną,
a dan moi to sposób gry.
Na dan moi gramy bowiem trzymając ją wargami,
szczęka jest wolna.
Dzięki temu,
mamy szersze pole do manewru,
jeśli idzie o dźwięki wydawane z tego grajka.
Posiadam dan moi z jednym języczkiem,
ale na youtube widziałam i z trzema.
Gra na obu rodzajach drumli jest niezwykle pasjonującym doświadczeniem dla mnie,
bo wciąż w tym temacie poszerzam swoje umiejętności.
Drumla.

Kouxian

Dan moi.

Kazoo
Mały, plastikowy, czy też metalowy
Gadżecik,
W Nie opisuję kształtu,
Bo różne bywają.
Jak to działa?
Urządzonko to ma 2 otwory.
Na obu końcach.
Do jego ścianki,
Przyczepiona jest mała membrana.
Wkładamy instrumencik do buzi,
Wydajemy dźwięk „tutu, tututu” albo nucimy coś,
A kazoo przekształca ten dźwięk na specyficzny,
Taki nosowy.
Jedna rzecz jest tu ważna:
Nie umiesz śpiewać,
Nie zagrasz na kazoo ładnej melodyjki.
Albowiem przy grze na tym małym instrumencie głównym czynnikiem,
Odpowiadającym za ton,
Głośność czy prętkość gry są nasze struny głosowe,
Kazoo jest tylko takim jakby wzmaczniaczem.
Zobaczcie,
Co zrobiły te ludziki przy użyciu kilku tych zabawek!

Djembe.
Rodzaj bębna.
Nie jest on z tych największych,
Ale najmniejszy też nie jest.
Jest to instrument najbardziej rozpowszechniony w Afryce zachodniej.
Jak ktoś nie ma wyrobionych dłoni i palców,
A i krążenie nie bardzo,
To czymprędzej uczyć się gry na djembe!
Czemu?
Na owym sympatycznym bębenku gra się łapkami,
Trzymając bęben oparty krawędzią o podłorze,
Lekko pochylając go od siebie tak,
By wylot bębna nie stykał się bezpośrednio z podłożem,
Bo wówczas pełni dźwięku nie uzyskamy w żaden sposób.
Możecie sobie więc wyobrazić,
Jak niesamowitą rzeczą jest dla mnie możliwość gry na tym instrumencie!
Ciekawie gra się też na stojąco,
Przypinając sobie djembe lekko powyżej bioder specjalnym paskiem.
Bęben ten fajnie współbrzmi też z drumlą.
Wpis będę edytować pewnie nie raz,
Bo zainteresowanie instrumentami wciąż rośnie.
Pozdrawiam i do przeczytania!

EltenLink